poniedziałek, 23 grudnia 2013

Skrajności

Za sprawą trzech kompletów lampek choinkowych, rozwieszonych nad łóżkiem, oknem i górną półką meblościanki, moje skromne cztery kąty przeistoczyły się w bajkową krainę. Niebiesko-różowo-żółte światełka stwarzają niezwykłą atmosferę. Pokój jakby się zmniejszył, dzięki czemu jest w nim o wiele przytulniej i cieplej. Ostatnie dni spędziłam na ozdabianiu całego domu. Stroiłam choinkę, tym razem żywą, a na dowód mogę pokazać poranione dłonie; walczyłam z grawitacją podczas wieszania ozdobnej bombki w oknie i zakleiłam niegdyś pomalowane ściany mojego pokoju. Do dyspozycji mam powierzchnię dwóch metrów kwadratowych plus połowę tego przy łóżku. Jeszcze nie wiem co namaluję, czekam na natchnienie.

Za oknem jest równie kolorowo. Sąsiedzi się postarali, chociaż niektórzy jakby zapomnieli o nadchodzących świętach. Godzinami mogłabym siedzieć na parapecie i patrzeć na migoczące lampki, ozdabiające altany i drzewka, jednak zimno bijące od szyby zmusza mnie do przerwania ulubionego zajęcia. Najlepszym lekarstwem na zziębnięte ramiona jest za duża o kilka rozmiarów flanelowa koszula mojego taty. Jest ulubioną częścią mojej garderoby, chociaż wyglądam w niej jak klaun. Ubrana mogę wrócić do przerwanego zajęcia. Dopiero teraz zauważyłam czego brakuje w bajkowym krajobrazie rozciągającym się za oknem. Wszystko wyglądałoby o niebo lepiej, gdyby było pokryte śnieżnym puchem. Mam słabość do śniegu. Zresztą, zawsze miałam. Nawet jako siedemnastolatka, cieszyłam się jak dziecko, gdy kilka tygodni temu spadł pierwszy śnieg. Niestety teraz, gdy jest najbardziej potrzebny, brakuje go. Pozostaje mieć nadzieję, że do jutrzejszej wigilii chociaż trochę się zabieli.

Pokój wypełnia cudowny zapach róż. Wonny balsam koi nie tylko moje dłonie, ale i zmysł powonienia. Uwielbiam kwiaty, chociaż mało kto o tym wie. Niegdyś chciałam nawet zostać florystką, jednak uznałam, że układanie bukietów nie jest dla mnie. Zdecydowanie bardziej wolę kwiaty wąchać. Ich cudownej woni nie zastąpi żaden perfum, jednak obecna pora roku zmusza do zadowolenia się chemicznymi odpowiednikami. Ale od czego jest wyobraźnia? Zamykam oczy i biorę głęboki wdech. Przenoszę się do bujnego ogrodu, pełnego różnorodnych kwiatów. Delikatnie muskam palcami płatki róż, badam fakturę tulipanów i zachwycam się pięknem storczyków. Słodki zapach wypełnia moje nozdrza, unoszę się z każdym oddechem. Smakuję najlepszego narkotyku.

Jestem pełna sprzeczności. Najpierw ubolewam nad brakiem śniegu, potem tęsknię do wiosennej woni kwiatów. Nie dziwię się, że tak mało ludzi chce mieć ze mną do czynienia.

***

Wszystko cichnie. Domownicy już zasnęli. Mam dwie godziny dla siebie. Sięgam po dzieło Schmitta i zatapiam się w lekturze. Słowa grają w mojej głowie, usta mimowolnie poruszają się w ich rytmie. W kąciku oka zbiera się słony płyn. Ścieram go czym prędzej, by nie uszkodził strony. Zaraz potem uśmiecham się. Przypadkowy widz uznałby, że przypomniałam sobie coś śmiesznego. Tymczasem moje myśli szybują w całkowicie innym kierunku. Przeżywam obce historie, przywołuję obce wspomnienia. Jestem tym, kogo czytam i przez krótką chwilę czuję się wspaniale. Ostatnie strony - ogarnia mnie przyjemne ciepło. Ostatnie akapity - uśmiecham się w duchu ze szczęścia bohaterów. Ostatnie zdanie - doznaję osobistego katharsis. Zamykam książkę. Chwila radości dobiegła końca. Podła rzeczywistość przypomniała o sobie okrutniej niż zwykle.

Jestem jak nieciekawa książka, którą ktoś przestał czytać w połowie. Zakładka nigdy nie przesunie się do przodu, a ja nigdy nie poznam zakończenia. Utknęłam w najsmutniejszym wątku.

12 komentarzy:

  1. Cholera, ostatni akapit, chciałabym, aby przeczytanie go tak bardzo nie bolało. Nikt jeszcze tak idealnie tego nie ujął..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami mi się zdarza, chociaż wcale by nie musiało.

      Usuń
  2. Niesamowicie to opisałaś.
    U mnie tylko nędza i odór zgnilizny, który uderza w me nozdrza. Cóż, znów czuję jej oddech na swoim karku.
    Przestała mnie cieszyć nawet możliwość uzupełnienia deficytu snu.
    Jedynie myśl o sylwestrze mnie jakoś ratuje, bo w tej kwestii nadal jestem pełna nadziei.
    Przypomniałaś mi, że ja też powinnam wywiesić lampki w pokoju... jakoś w tym roku nie mogę się do tego zabrać, a mam takie fajne niebieskie, które nocą nadają mojemu pokojowi całkiem psychodelicznego, zimnego klimatu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te słodkie zapachy jeszcze podtrzymują mnie przy życiu.

      Usuń
  3. Nic nie czuję- mam katar! Zamiast śniegu otaczają mnie tony chusteczek higienicznych, w sumie też białe.
    Mogłabyś może pokazać jakieś zdjęcie ozdobionego pokoju? Ja niestety nie posiadam w swoim nawet karnisza i ozdoby na okno musiałam kleić taśmą. A Twoje książkowe odczucia to się tyczą tych książek, o których wspominałaś w poprzedniej notce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też od rana smarkam. Uech... :/
      Do dyspozycji mam trzy megapiksele, które niestety nie oddają piękna oświetlonego pokoju. Ale spróbuje coś pokombinować.
      Magia Schmitta.

      Usuń
  4. Dziękuję za życzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. jeszcze przyjdzie czas, gdy ktoś "przekartkuje Cię" - od początku do końca - i tego Ci życzę na święta. Miłości, ciepła, cynamonowego zapachu ciastek. Radości. I śniegu... nam wszystkim śniegu życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Skoro nikt nie przesuwa zakładki, sami ją przesuń. Tylko Ty piszesz swoją historię, Ty i ewentualnie ludzie, którym na to pozwolisz. Nie jesteś od nikogo zależna.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.