Tu, gdzie mieszkam, w małej wsi na Śląsku, święta Bożego Narodzenia celebruje się inaczej niż w stolicy. Moja rodzina do dziś kultywuje tradycje, które już dawno wyszły z mody.
Jak na średniowiecznych katolików przystało, w Wigilię, aż do uroczystej kolacji, surowo pościmy. Oczywiście kto pości, ten pości, bo ja jak zwykle zeżarłam już dzienną porcję słodyczy. Wedle tradycji jemy bardzo skromne śniadanie, a obiad stanowią słone śledzie. Zakazane jest wszelkie podjadanie, bo babcie twierdziły, że "Kiery podjodo bez Wigilija, bydzie szkłodzić cołki rok". (Kto podjada przed Wigilią, będzie chodzić głodny przez cały rok.) Konkretny posiłek stanowi dopiero wigilijna kolacja, podczas której oczy by jadły, a brzuch już nie może.
Post polega również na całkowitym odcięciu się od rozrywek. Telewizor, radio czy komputer nie mają prawa być włączone (dlatego siedzę w kącie i piszę post na telefonie). Nie wolno słuchać muzyki ani śpiewać. Pozostaje nucić w głowie, do czego lepiej się nie przyznawać, bo cię do spowiedzi wyślą.
Wigilijną kolację rozpoczynamy wspólną modlitwą i odczytaniem fragmentu Pisma Świętego. Przed i po posiłku całujemy krzyż. Zawsze zaczyna najstarszy członek rodziny. Później nadchodzi czas na zdmuchiwanie świecy, co sama nie wiem skąd się wzięło. Jeśli dym poleci prosto do góry, to cały przyszły rok będzie dopisywać ci zdrowie i szczęście. Przeciwnie, będziesz mieć pecha.
Wigilijna kolacja składa się z dwunastu dań, m.in.: tradycyjnych makówek i moczki, kilku rodzajów śledzi i sałatek oraz obowiązkowej ryby. Zamiast barszczu z uszkami jemy zupę rybną. Przyrządza się ją z rybich łbów, ale oszczędzę Wam opis tego procesu. Tradycyjnym napojem jest kompot dyniowy. Przygotowanie jest banalne: wystarczy dynia z wydrążonym środkiem, cynamon, goździki i cukier. Dynię kroi się na kosteczki, wrzuca co garnka razem z przyprawami i gotuje przez godzinę (zależy od ilości). Mama zawsze przyrządza dwadzieścia litrów napoju, które i tak nie starczają dla całej rodziny.
Sianka nigdy nie umieszczamy pod serwetem. Jego miejsce jest pod stołem i nie jest to bynajmniej kilka źdźbeł. Jako że prowadzimy gospodarstwo, siano moglibyśmy sprzedawać. Średniej wielkości kopkę umieszcza się na białym płótnie, a na to kładzie siekierę. Najbardziej chorowity członek rodziny przez całą kolację trzyma stopy na siekierze, co ma dać mu siłę i zdrowie. Czy to naprawdę działa? Zależy czy się w to wierzy.
Kolejny zabobon mówi o umieszczeniu banknotów pod talerzami, co ma zagwarantować dobrobyt i bogactwo. Oczywiście mój tata nie rozumie, że to ma znaczenie symboliczne i zawsze wsadza pod talerz całą wypłatę.
Po kolacji nadchodzi czas na dzielenie się opłatkiem. Życzenia oczywiście ograniczają się do oklepanego "Wszystkiego Najlepszego". O wiele ciekawsze następuje później. Pozostałymi opłatkami mój tata karmi króliki i kury (w sumie w chlewku przebywa 76 dusz - tak mawia mój tata). Kiedyś nawet czekałam do północy, bo chciałam z nimi porozmawiać, ale chyba się obraziły, bo siedziały cicho.
Kto zostawia prezenty pod choinką? Mikołaj? Aniołek? Dziadek Mróz? Wszyscy wiemy, że rodzice, ale śląska tradycja mówi o Dzieciątku. Szczerze mówiąc, bardziej skora byłam uwierzyć w Mikołaja, niż w małego Jezuska, który wieczorem włamuje się przed okno do domu i zostawia prezenty.
Gdy prezentowy szał opada, znowu zasiadamy do stołu i oglądamy telewizję. Obżeramy się pomarańczami i czekoladkami oraz oglądamy jakąś komedię na HBO (na święta zawsze nam odkodują). Nigdy nie śpiewamy kolęd, bo wycie mamy w genach. Ponadto mój tata, używający poprawnej polszczyzny, brzmi jak chińczyk mówiący po rosyjsku.
Tą anegdotką zakończę świąteczną wyliczankę. Napiszcie w komentarzach o zwyczajach panujących u Was. Z chęcią poczytam :)
A tak w ogóle,
WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI!
![]() |
| Żebyście dostali tyle prezentów ile jest na tym zdjęciu :) |

Oooo, jak ciekawie! Nie powiem, że chciałabym mieć tak tradycyjną rodzinę, bo z mojego punktu widzenia, osoby nieprzywiązanej do żadnych zwyczajów (prawie żadnych) to musi być wyjątkowo męczące, ale jednak jest fascynujące, że gdzieś tam tradycja nadal jest kultywowana.
OdpowiedzUsuńMi.... Święta kojarzą się z jedzeniem, którego rokrocznie jest coraz mniej, bo nikomu nie chce się gotować, z prezentami, z rozgardiaszem, bo zwala się do mnie cała rodzina i... z niczym więcej. Od zawsze irytowała mnie cała ta atmosfera, mój ojciec po prostu świruje, matka uwija się jak głupia z całym gotowaniem. odmawiając sobie pomocy i ostatecznie siadając do wigilii jestem strasznie zmęczona samym patrzeniem. Że nie lubię większości członków mojej rodziny, czekam tylko na prezenty. Po ich otwarciu jemy ciasta, również oglądamy TV i rozmawiamy na różne tematy. Część zostaje przy stole, część idzie do kuchni. Zmywam się po jakimś czasie do swojego pokoju, nie mogąc znieść już dłużej takiej ilości osób. I w zasadzie koniec dnia.
W tym roku od samego rana wybitnie boli mnie głowa.
Również od rana źle się czuję. Przez pół roku nie byłam chora i jak na złość zarazki postanowiły się zemścić właśnie dzisiaj -.-
UsuńJedyną tradycją, której nie kultywujemy, jest pasterka. Żaden członek mojej rodziny nie bierze w niej udziału. Każdy boi się, że zemdleje w kościele :p Dlatego o północy, zamiast być na mszy, zazwyczaj leżę w łóżku i czytam książki.
Dzielenie się opłatkiem po kolacji? Prawdę powiedziawszy pierwszy raz się z takim czymś spotkałam, zwykle jest to na początku. Ale trzeba się rozwijać i poznawać nowe tradycje.
OdpowiedzUsuńTobie również bogatego Mikołaja ;) I Wesołych Świąt i spokoju w Nowym Roku ;)
Jak widać, wszystko u nas jest poprzestawiane ;)
UsuńJak pisałam, czekam na Dzieciątko :p Również życzę Wesołych Świąt!
Ciekawe to wszystko :D Najbardziej rozwaliła mnie siekiera :) U nas nie ma jakichś oryginalnych tradycji, wszytko pomieszane, starość i nowość, wszystko :D
OdpowiedzUsuńKtoś musi być oryginalny :D
UsuńWzajemnie kochana :*
OdpowiedzUsuńZ tyloma tradycjami Wigilia musi być naprawdę wielkim wydarzeniem. ;) U mnie jedyną tradycją odbiegającą od większości było to, że Mikołaj zostawiał prezenty w nocy z 23 na 24 grudnia i już rano były pod choinką. Tak to mam dosyć nowoczesną rodzinę. Na stole lądują naleśniki, paluszki rybne i jajecznica. ;)
OdpowiedzUsuńKolejną wigilię będę obżerać się naleśnikami :p
Usuńoby były piękne;*
OdpowiedzUsuńZ takimi przysmakami muszą :)
UsuńJa mam raczej takie standardowwe tradycje. Niektóre zwyczaje i u mnie się zgadzają, ale tylko niektóre. Może nie mamy takiego surowego postu, bo dozwolone jest śpiewanie, oglądanie telewizji,czy inne rozrywki (na które i tak nie ma w ten dzień za bardzo czasu), ale nie jemy słodyczy. Zawsze najstarszy członek rodziny czyta Pismo Święte, chociaż...w tym roku zrobiliśmy wyjątek, bo jeden z najmłodszych chciał bardzo czytać.
OdpowiedzUsuńZ innymi tradycjami świątecznymi się nie spotkałam. Dzielenie się opłatkiem, bo kolacji? Jakoś tak dziwne, myślałam,że we wszystkich rejonach w Polsce raczej praktykuje się ten zwyczaj przed jedzeniem.
Bardzo się cieszę,że jem barszcz z uszkami, bo nie wiem,czy zjadłabym tą rybną zupę.
Ale i tak kładzenie siekiery pod stołem bije wszystko. Ponieważ w mojej rodzinie jest wiele osób, które mają długie nogi zabawnie by wyszło, gdyby przez przypadek kopnęli sobie w siekierę. A to by było całkiem prawdopodobne.
Może to i dziwnie zabrzmi, ale ja nigdy nie wierzyłam,że Mikołaj, Aniołek, czy ktoś jeszcze inny przynosi prezenty. U mnie nawet się tak nie mówiło. Po prostu przynosiliśmy i tyle.Nikogo nie obchodziło, kto za tym stoi.
Sama nie wiem czemu tak jest z opłatkiem. Jakoś jak wszyscy są najedzeni, to są milsi :p
UsuńO wspaniale masz!! Jejuu ale Ty musisz cudowną magię świąt czuć, serio cudownie masz!!!!!
OdpowiedzUsuńNie zaprzeczam - magia jest :)
UsuńDla mnie święta jakie by nie były stają się coraz bardziej oklepane. Święta to czas dla rodziny, by wspólnie kolędować, śmiać się, przebaczać...tymczasem ja widzę zupełnie coś innego, chwilami mam wrażenie, że niektórzy ludzie gubią się, odbiegają od tradycji, zapominają o ważnych wartościach świąt Bożego Narodzenia. Miło jest czytać o obyczajach panujących w Twoim domu. Chociaż może nie każde potrafiłabym zaakceptować ;)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt! ;*
Podoba mi się tak, jak jest i nie wyobrażam sobie świąt bez tej siekiery pod stołem :p
UsuńCzęsto jak są takie długie posty to nie ukrywajmy, po prostu ich nie czytam, ale Twój przeczytałam ;D
OdpowiedzUsuńW mojej rodzinie, prezenty przynosi 'gwiazdorek', a pieniążków nie wkładamy pod talerze, może szkoda. Jednak zawsze dostajemy łuskę od karpia i wkładamy ją na rok do portfela. Łuska ma przynieść szczęście i bogactwo :)
Pozdrawiam i zapraszam do mnie Malwina :*
O łusce też słyszałam, ale nigdy tego nie praktykowałam. Pozostaje mi spróbować za rok :)
UsuńNa kolacji której byłam, u rodziny mojego chłopaka, było tradycyjne 12 potraw a przed kolacją czytano ustęp z Pisma i modlitwę, przed kolacją też dzielono się opłatkiem,ale życzenia były bardziej personalne ;)
OdpowiedzUsuńPotem kolacja, prezenty i kolędowanie, po kolacji kawa i ciasto to mnie trochę zbiło z tropu ;D
A my też dopiero na swoim przygarnęliśmy kociaki :)
Chyba nigdy nie usłyszę szczerych życzeń. Nieśmiałość zżera wszystkich członków rodziny i każdy boi się powiedzieć coś więcej .
UsuńWzajemnie ;)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNie wiedziałam o takich tradycjach! Dobrze jest pogłębić swoją wiedzę, u mnie też sianko dajemy pod stół, ale raczej ze względów praktycznych :D Kompotu dyniowego chętnie bym spróbowała :)
OdpowiedzUsuńPolecam! Przepyszny *.*
UsuńKurcze, dawno mnie u Ciebie nie było, zaniedbałam trochę Twojego bloga i narobiłam sobie zaległości, wybacz!
OdpowiedzUsuńO niektórych zwyczajach panujących w Twoim domu nawet nigdy nie słyszałam! Kompot dyniowy? Brzmi intrygująco. A kiedy wspomniałaś o Jezusku podrzucającym prezenty, zaśmiałam się pod nosem :D
Też czytamy Pismo Święte, a raczej tata czyta. Później opłatek, kolacja, modlitwa i prezenty! A podczas wieczerzy jedliśmy zupę grzybową, łososia z kapustą z grochem i grzybami i pierogi z suszonymi śliwkami, co zawsze wywołuje zdziwienie, ale uwielbiam je, a niestety tylko raz w roku mama przygotowuje ten mój przysmak. Potem jedziemy do babci, gdzie przyjeżdża też ciocia z wujkiem i kuzynami, znów się łamiemy opłatkiem, czego nie lubię i czuję się skrępowana stojąc twarzą w twarz z mężczyzną, którego widuję kilka razy w roku, a z którym nigdy nie rozmawiam. Dziś za to już bezstresowo, za to pysznie i leniwie.(aż za bardzo...)
Rodzinę zawsze odwiedzam w Nowy Rok. Spotykamy się na tak zwanym "winszowaniu", ale o tym jeszcze kiedyś napiszę :)
UsuńPodobają mi się takie tradycyjne święta. U mnie nie ma teoretycznie żadnych tradycji, a chciałabym. U mnie rodzice coraz bardziej robią się nowocześni, odchodzą od tradycji i tych takich wszystkich popularnych dla wszystkich rzeczy związanych ze świętami. Trudno. Może ja do nich wrócę, kiedy będę miała już swoją rodzinę. Nawet bym chciała :) Rozczuliłam się, jak czytałam o świętach u Ciebie. :) Zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńNie umiałabym tak po prostu usiąść do stołu, bez tego wszystkiego. Głową jestem w średniowieczu :p
UsuńJakie ciekawe macie tradycje.. bardzo fajnie to opisałaś, nie wiedziałam nawet.I całkiem intrygujące potrawy macie ( kompot z dyni musi być pyszny!)
OdpowiedzUsuńJest idealny jako popitka po tłustej rybie :p
UsuńAaaaaaaaaaaaa! Nie mogę oddychać! Impala! Moja impala! No dobra impala Deana! Ale Dean jest mój! Moja impala! Kocham nowy wygląd twojego bloga <3
OdpowiedzUsuńU mnie z tym poszczeniem jest podobnie ;) Zupa rybna jest dla mnie nowością. Słyszałam jedynie o barszczu, grzybowej i owocowej. Ciekawe. Opłatek zawsze przed kolacją, po modlitwie, a kolędowanie jest obowiązkowe, mimo że nasze wycie może obudzić zmarłych na cmentarzu oddalonym jakieś 200 metrów ;)
A widzisz. Skądś kojarzyłam to autko :p Tak mi się spodobało, że musiało trafić na bloga ;)
UsuńMiło wiedzieć, że nie tylko my tak wyjemy :D
Nietypowe tradycje, ale chyba to nadaje Waszym świętom wyjątkowości, prawda? :-))
OdpowiedzUsuńO kompocie z dyni nawet nigdy nie słyszałam :D
Zawsze nazywałam nasze święta "dziwnymi", ale podoba mi się Twoje określenie "wyjątkowe" :p
UsuńHmm...tobie też wesołych (co jest jeszcze bardziej spóźnione i zdecydowanie mniej szczere). Może powstrzymam się od opinii na temat obyczajów świątecznych praktykowanych przez twoją rodzinę. W sumie rozumiem, że nie każdy popiera światopogląd LaVeya. Ale gdyby mnie mieli zmusić... w pewnym sensie cię podziwiam. Jeden robi to, drugi tamto... jakże nam się odnosić do obyczajów innych? Nijak. Opinie zachować dla siebie. To tyle na temat świąt.
OdpowiedzUsuńAczkolwiek podoba mi się jedno użyte przez ciebie słowo: "zabobon".
W sumie ciekawa rzecz, te obyczaje. Może niezgodne z moją ideologią, ale wzbudzają pewną dozę zainteresowania, nie powiem. Nieco bulwersują, czasami śmieszą.
Nie do końca w to wszystko wierzę, ale nie zamierzam odchodzić od obyczajów.
UsuńTeż mieszkam na Śląsku! :) Część tradycji znam, część była dla mnie nowością, np. z tym dymem ze świecy. Sprawdza się? :) Lubię słuchać o tradycjach innych, Twoje i Twojej rodziny są piękne, typowo polskie, śląskie, z dziada pradziada jak to się mówi ;)
OdpowiedzUsuńMagicznych Świąt :*
Mam nadzieję, że w tym roku się nie sprawdzi, bo dym zamiast do góry poszedł w prawo :/
UsuńO kurczę. Pisałam w tym roku prezentacje o świątecznych zwyczajach Łemków i jednym z nich było właśnie kładzenie siekiery i temu podobnych pod stół. Trzymanie na nich nóg miało zapewnić siłę i zdrowie. Uwielbiam polskie zwyczaje, bo co region, to obyczaj. U mnie tradycje ciekawsze są raczej na Wielkanoc, zreszta, moja rodzina to mieszanka z różnych zakątków polski- Kujawy, Warmia, Warszawa, Podlasie- i mało utrzymujemy ze sobą kontakt.
OdpowiedzUsuńNo to już wiem skąd wzięła się ta siekiera :p
Usuń