Siostra jest na weselu, dzieci u teściowej, rodzice w ogrodzie, a ja przed laptopem. Zamiast korzystać z okazji i chociaż raz spokojnie się pouczyć, siedzę po turecku na łóżku i słucham. Mój dom szumi jak ocean, do tego pomimo zamkniętych okien wypełnia go śpiew ptaków. Cudowne komunistyczne mury. W nocy nie jest tak samo. Dom śpi razem z mieszkańcami. Nie ma szumu, nie ma śpiewu ptaków, nawet woda nie kapie. Dom zamiera. A teraz, po raz pierwszy od wielu lat, słyszę jak bije jego serce.
***
Dwa tygodnie. To za dużo.
Z wiekiem człowiek coraz bardziej nienawidzi szkoły. Nie wyczekuje z niecierpliwością września, nie wybiera w lipcu okładek zeszytów, ani nie czyta podręczników na kolejny rok. Po jedenastu latach mam dość ciągłego oceniania mnie i gnębienia przez innych. Szkoła niczego nie uczy, teraz już nie. Wiem dużo, ale nic z tego nie przydaje mi się w życiu. Teraz szkoła to tylko formalność. Chodzisz, bo musisz, a nie bo chcesz. Pamiętam, jak kiedyś mi jeszcze zależało. Jak walczyłam o świadectwo z paskiem. Teraz wszystko mi jedno. I tak będę zamiatać ulice. Z Polski nigdy nie wyjadę, bo nie mam warunków. Zawsze będę siedzieć w tym małym pokoiku. Ograniczona.
Po raz tysięczny napiszę, że potrzebuję tych wakacji. Jeszcze nigdy nie byłam taka zmęczona tym wszystkim, co mnie otacza. I tak dwa miesiące to za mało...
***
Zastanawiam się, czy nie zmienić nagłówka. To pytanie jest już nieaktualne, bo znam odpowiedź - NIGDY.
Pogodziłam się z tym...?
Zabawne Panie Boże. Zawsze wracamy, jak czegoś chcemy...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.