Płacz i śmiech. Poszły dwie paczki chusteczek na ostatnim odcinku "Anny German". Nigdy w życiu nie zobaczę już lepszego serialu, jestem tego pewna.
Skończyłam malować ścianę, w domu nazywają mnie "niepoprawną artystką". Poczciwe ołówki za 9.90 z biedronki w końcu do czegoś się przydały. Mam węgiel w nosie i włosach, paznokcie mam czarne jakby pomalowane lakierem. Ale było warto, bo mnie efekt bardzo mnie zadowala, chociaż źle napisałam literę "f" w cytacie i jestem wkurzona, bo nie da się już tego poprawić.
Na ścianie na pewno będę dopisywała kolejne cytaty, ale to w swoim czasie. Będę domalowywać liście spadające z drzewa, a w nich będę pisała krótkie sentencje, które mam nadzieję, że będą mnie co rano podnosić na duchu.
Jutro mega porządki, bo tata odprawia w niedzielę urodziny. 58 lat... Powoli zaczynam się o niego bać. Wiem, że nie mam o co, bo mowy nie ma, żeby po śmierci trafił do piekła (tak, jestem tą łatwowierną dzidzią, co wierzy w piekło i niebo, możecie już zacząć się śmiać). Wiem, że kiedyś umrze i wiem, że gdy to nastąpi kompletnie się załamię. Ale nie mogę o tym myśleć, nie powinnam. Jest dobrze. Będzie dobrze.
Trzy dni luzu minęły, a ja kompletnie nic nie zrobiłam. Miałam uczyć się wiersza, kuć na sprawdzian z biologii i hiszpańskiego... i mnóstwo innych rzeczy. Ale jutro koniec tej biby. Robię porządki i biorę się za naukę. Koniec malowania i "tworzenia". Jeszcze tylko te winyle poprzyklejam do drugiej ściany (do moich komunistycznych mebli się nie da, bo klej nie trzyma).
Muszę zdobyć tę walizkę od taty. Powiedział mi, że ma tam jeszcze rzeczy ze szkoły, z czasów internatu. Tak szczerze mówiąc, to mój tata nie miał za łatwego życia. Jako dziecko wywieźli go do jakiejś bogatej ciotki, do jakiejś odległej miejscowości. Miał problem z nogami, nie potrafił chodzić gdy był mały. Mówił mi, że do tej ciotki zwracał się "mamo", bo gdy go wywieziono był za mały, by zapamiętać prawdziwą rodzicielkę. Gdy wrócił z powrotem do Połomii wszystko się zmieniło. Po szkole zamiast się uczyć pasł krowy. Nie miał czasu na zabawę, ba!, nawet na naukę. Gdy był już pełnoletni zabrano go do wojska. Do dziś pamięta wszystkie daty z nim związane. Co roku wspomina jak go tam wywieźli. Jak jeździł czołgami, jak strzelał. Dużo lat tam spędził. Potem wrócił. Poznał mamę, wybudował dom (SAMODZIELNIE! Postawił własnymi rękami, z moją mamą i dziadkami, tą chałupę, w której teraz siedzę i piszę tego posta.). Urodził się mój brat, siostra, potem wpadli i urodziłam się ja - zakała rodziny, czarna owca, piąte koło u wozu. Nie mogę powiedzieć, że nie jestem kochana. To nie tak. Miłości w rodzinie to ja nigdy nie zaznałam. Nigdy nie zwierzałam się z problemów mamie, nigdy nie prosiłam siostry o radę. U mnie tak nie ma i nigdy nie było. Nie ma takich relacji. Sam na sam z własnymi problemami i myślami. Moje rodzeństwo już ma własne rodziny i zostałam tylko ja. Mama już w ogóle się mną nie interesuje, tata tak właściwie też nie. Przypomina sobie o mnie gdy papier w toalecie się kończy. Ale i tak tatę lubię bardziej. Pamiętam jak byłam mała, to goniłam się z nim dookoła stołu, kręcił mną, nosił na barana. Jak miałam trzy albo cztery lata, to tata miał wypadek. Pracował w kopalni, jak zresztą każdy ojciec na Śląsku. Ładowali węgiel do wagoników. W jednym w nich puściła blokada. Nawet rozciął jelita. Pamiętam płaczącą mamę. Długo leżał w szpitalu. Gdy wrócił leżał w domu. A ja leżałam z nim. Patrzyłam na wielką różową kreskę na brzuchu i pytałam co to. A on odpowiadał, że "ała". Od tego czasu już nigdy nie wziął mnie na barana, nigdy nie zakręcił, nigdy nie gonił. Podczas gdy sąsiadki grały ze swoimi tatusiami w piłkę, ja siedziałam samotnie na huśtawce i czułam, że straciłam ojca. I właściwie tak było. Potem doszło nadciśnienie, prostata, choroba wieńcowa, okazało się, że tata ma za duże serce. Tak bardzo mnie kocha...
Boże, nie odbieraj mi go. Proszę...
Coś się stało Panie Boże. Odeszłam od Ciebie. Zbłądziłam. Wybacz mi, proszę...
Amen.
Ps. Opiekuj się mną. Bo też nie czuję się najlepiej. To, co zabije mnie za trzydzieści lat, już się we mnie rodzi. Czuję to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.