Byłam u lekarza. Dowiedziałam się, że mam anginę paciorkowcową. LOL. Przez dziesięć dni muszę jeść ten okropnie gorzki antybiotyk i pić probiotyk. Fuj. Ale lepsze to niż zastrzyki. Dostałam nawet dwutygodniowe zwolnienie z wuefu. Nice.
Siedzę w domu do końca tygodnia, potem muszę przeboleć trzy dni, a później czeka mnie jeszcze miesiąc niewoli. Nie dożyję do tych wakacji. Nie mam już sił na cokolwiek. Potrzebuję tego czasu, kiedy człowiek wstaje rano z łóżka i wie, że cały dzień może spędzić w domu, może chodzić w piżamie, nie musi cię czesać ani malować. Bo u mnie tak wakacje wyglądają. Nigdzie nigdy się nie wybieram. Dwa miesiące spędzone w domu, dwa miesiące czytania, grania i oglądania seriali. Czasami wyjdę do ogródka się poopalać, ale to nie dlatego, że chcę ładnie wyglądać, tylko bo lubię jak słońce mnie grzeje. Ani razu nie byłam podczas wakacji na jakimś ognisku, spacerze ze znajomymi... Nigdy. I nie przeszkadza mi to. Całe życie marnuję w domu, w moim pokoju, ale nie żałuję tego. Taka jestem. Lubię ciszę, samotność, ciasne pokoje. Nie przeszkadza mi to, że wszyscy są na dworze a ja sama siedzę w domu. Uwielbiam takie momenty. Mogę wtedy tańczyć po całym domu, śpiewać na głos, mówić do siebie. Gdyby ktoś zobaczył, jak się zachowuję gdy nikt nie patrzy, to już dawno byłabym w psychiatryku.
Samotność mi odpowiada. Naprawdę. Nie cierpię tłumów. Mam strach przejść przez korytarz, chodzić do szkoły i na msze. To wszystko przez moje fobie. Gdy ich jeszcze nie miałam, byłam całkowicie innym człowiekiem, bardziej otwartym, szczerszym, weselszym. Teraz tak nie jest, zamykam się przed ludźmi, chowam się po kątach. Tak jest po prostu lepiej.
Dlatego tak ciężko jest mi kogoś znaleźć, bo w moim przypadku, to ktoś musi znaleźć mnie. Ja już nie chcę szukać, przestałam się w to bawić. Jeżeli tak ma być, jeżeli nikt nigdy nie ma na mnie zwrócić uwagi, to niech tak będzie. Niech będę sama. Kupię sobie psa.
Nie wierzę już w ideał, który wcześniej wyznawałam. On nie istnieje. Nie ma takich mężczyzn, którzy walczyliby o coś takiego, jak ja. A ktoś o mnie walczyć musi, bo ja łatwo się poddaję. Ten ktoś musi ciągle przy mnie być, bo tego potrzebuję. Nie musi nic mówić, nawet wskazane by było gdyby nie mówił, bo kocham ciszę. Wystarczy tylko żeby był. Żebym zawsze mogła się do niego przytulić, pocałować go. Nie ma takich mężczyzn. Faceci nie chcą się bawić w psychologów, a ja właśnie potrzebuję faceta psychologa. Musi mnie w końcu wyleczyć.
Panie Boże, czemu musi być tak trudno? Czemu nie mogę spotkać tej cudownej, magicznej miłości? Czemu nie dopadnie mnie tak samo silne uczucie, jak te w amerykańskich komediach czy wenezuelskich telenowelach? Chciałabym takiej miłości - namiętnej, ale spokojnej, gwałtownej, ale z umiarem. Sama sobie zaprzeczam... Panie, to nie fair, że inni są szczęśliwi, a ja nie.
Sny mi nie wystarczają. Chcę, żeby to było w rzeczywistości.
uwielbiam czytać to co piszesz !
OdpowiedzUsuńświetne notki, fajnie się czyta :)
OdpowiedzUsuńobserwuj - laureennt.blogspot.com
Dziękuję :* Na pewno wpadnę :)
Usuń