wtorek, 21 maja 2013

Powrót do żywych

Cały dzień miałam trochę ponad 37 stopni i nie wzięłam ani jednej tabletki przeciwbólowej. Idzie ku lepszemu. Antybiotyk w końcu działa, zjadłam dopiero trzy tabletki, a po każdej czuję się o niebo lepiej. Gardło mam nadal zapuchłe i zaropiałe, uszy wciąż bolą, bo ból promieniuje od gardła i trochę boli mnie głowa. Jutro o 10:30 mam wizytę u lekarza, okaże się czy będę miała te zastrzyki. Mam nadzieję, że nie...

W końcu zaczęłam jeść. Moja szwagierka przywiozła mi miskę pierogów i co godzinę latałam do mikrofalówki żeby je przygotować do zjedzenia. Pierożki były wyborne, ogólnie to zapomniałam jak smakują, bo moja mama nie bawi się takimi rzeczami w kuchni, a ostatnie jadłam chyba na jakiejś wycieczce szkolnej. Dzisiaj objadałam się pierogami z serem, kapustą i mięsem, a na deser miałam z truskawkami. Czuję, że przybył mi kilogram. To dobrze.

Dzisiaj robiłam wielkie pranie, jutro czeka mnie wielkie prasowanie. Ponadto musiałabym ogarnąć pokój i wysprzątać piętro. W końcu mam na to siły.

Muszę też wreszcie chwycić się za naukę, bo sprawdziany czekają. Ale nie mam na to sił. I chęci.

Oglądałam dzisiaj przepiękny film. Nie mam pojęcia jaki miał tytuł i to mnie boli, bo z chęcią zobaczyłabym go jeszcze raz. Szukając czegoś ciekawego w telewizji dotarłam do "ziemi niczyjej:, czyli kanałów, których nikt  nie ogląda. Leciał jakiś stary dramat. Dziewczyna była w szpitalu, była śmiertelnie chora, miała raka krtani i co najsmutniejsze - była piosenkarką. Cały czas był przy niej jej mąż. Prosiła go, by ją zostawił, by poszukał sobie innej kobiety i nie tracił czasu na nią. On jednak nie chciał jej słuchać, był przy niej cały czas, aż do końca. Gdy dziewczyna konała, na łożu śmierci łamiącym się głosem zanuciła mu ich piosenkę. Gdy facet zaczął płakać zaczęłam ryczeć razem z nim. A potem kobitka umarła. Pokazano jeszcze pogrzeb, jakieś tam sprawy rodzinne i film się skończył. I znowu dał mnóstwo do myślenia.

Codziennie takie proste szczęśliwe sceny, rozgrywające się przed moimi oczami, uświadamiają mi, że ja nigdy nie będę szczęśliwa.

Nie wiem skąd we mnie tyle sprzeczności. Przecież boję się ludzi, boję się otworzyć dla drugiego człowieka, a jednak chciałabym by był w moim życiu jakiś drugi człowiek. Już się gubię...

Boże... Nie mam sił nawet prosić. Daj mi chociaż sny... Marzenia. Nie musisz ich spełniać. I tak by się nie spełniły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.