piątek, 5 kwietnia 2013

Love suicide

Uwielbiam piątkowe wieczory. A raczej noce, bo dwudziesta druga to już nie wieczór. Jakoś przeżyłam dzisiejszy dzień i teraz mogę w końcu odpocząć. Spokojnie iść spać nie ustawiając budzika na rano i nie przygotowując się na jutro. Sobota jest najbardziej spontanicznym dniem w całym moim tygodniu. Niby mam plan, co do tego dnia, ale nie jest on aż tak bardzo obciążający. Rano sprzątam, potem oglądam telewizję lub gram, a później idę do kościoła. Gdy wracam z wieczornej  mszy, zazwyczaj zabieram się za odrabianie lekcji. Ale czasami jestem za bardzo zmęczona. Lub po prostu zbyt leniwa.

Dziś zrobiłam wyjątek i zamiast nadrabiać zaległości w serialach chwyciłam się za ogarnianie mowy zależnej. Nawet jej jeszcze nie zaczęliśmy przerabiać, ale znalazłam się w takiej sytuacji, że zawsze wolę być przygotowana kilka lekcji do przodu. Otóż na moje nieszczęście (chociaż ostatnio myślę, że nawet na szczęście dla mnie) jako ostatnia - czyli ta najtępsza, dostałam się do najbardziej zaawansowanej grupy języka angielskiego wymieszanej spośród dwóch klas. Te kujony z mojej grupy czasami mnie przerażają. Używają takich słów, które niby rozumiem, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy by ich użyć. Dostają same piątki z góry na dół i nie dość, że wszyscy są mądrzy, to jeszcze cholernie ładni. A ja, taki nieborok, siedzę cicho w klasie, gapię się z rozdziawioną paszczą i myślę, jak można być aż tak inteligentnym i tak ładnym. To nie fair. 

Zauważyłam, że ostatnio słucham samych smętnych piosenek. Pewnie ma to jakiś związek z moimi... hmm... uczuciami? Czy ja je w ogóle mam? Nie wiem. Nigdy nie czułam niczego innego oprócz rozczarowania.

Spostrzegłam też inną rzecz - ludzie mniej mówią o samobójstwach. Nie żebym jakoś szczególnie zwróciła na to uwagę, ale tak właśnie jest. Może ludzie są już tak bardzo zabiegani, że nie mają nawet czasu żeby się zabić? Kto wie? Kiedyś dużo się o tym pisało. Co wchodziłam na pocztę uderzała mnie wielka czcionka i nagłówek w stylu "kolejne samobójstwo nastolatka". 

Ja osobiście nigdy nie chciałam się zabić. Nigdy nie myślałam o tym, że wezmę kiedyś żyletkę i przejadę nią po żyłach. Nigdy też nie myślałam o wzięciu jakiś proszków czy wstrzyknięciu sobie czegoś. A wizja dyndającego na stryczku ciała wprawia mnie w obrzydzenie. Jak skończyć - to spektakularnie. Tak, żeby mówiono o ciebie już zawsze, a nie tylko przez tydzień. 

Zabić się z miłości. Kuszące, ale nie. Dziękuję. Nie warto w moim przypadku. On i tak by nie zauważył. A tak w ogóle to po co ginąć w imię czegoś, co nie odwzajemnia twoich uczuć? Po co się poświęcać, skoro ten ktoś i tak nie zauważy twojego wysiłku? Nie warto. 

Ale jedno jest pewne - można kochać za mocno, chociaż nigdy nie było się kochanym.


Nigdy mi nie przejdzie. Zawsze gdy będę go widzieć, coś w środku mnie zaboli. To coś, to dokładnie złamane serce. Jego odmowa. Nawet nie próbował zrobić tego delikatniej. No bo po co? Można się nieźle zabawić, czyż nie?

Nie potrafię zrozumieć jeszcze jednej kwestii - cięcia się. Otóż obaj - i braciszek i siostrzyczka, to robili. Kiedyś, w gimbusiarni. Nigdy nie traktowałam ich na poważnie. Uważałam, że robią to, bo chcą by było o nich głośniej. A wleźli w takie gówno, że momentami było z nimi gorzej niż ze mną i moim brzuchem. Pamiętam jak braciszek wyciął sobie na palcach napis "game over". Po co to zrobił? Żeby zaszpanować? Chyba nie do końca. Gdyby chciał osiągnąć taki efekt, to chodziłby po szkole i rozpowiadał wszem i wobec jaki on to jest zraniony, aż musiał się pociąć. Siostrzyczka wycinała sobie "T" jak jej Tomuś, którego szczerze nienawidzę (mam nadzieję kochana siostrzyczko, że tego teraz nie czytasz. I pamiętaj - nie bij w twarz, bo mam plombę na wypadnięciu). CIERPIEĆ W SAMOTNOŚCI. Było tak gdzieś napisane ale nie jestem pewna gdzie. Chyba nawet w Biblii. Albo nie w Biblii... Nie wiem. W każdym razie nie powinno się afiszować swojego cierpienia. Gdybym ja dała upust swoim emocjom, to autobus byłby dawno rozniesiony i zalany moimi łzami. 

Nie wiem co mam zrobić ze swoim życiem. Już tak wiele spieprzyłam. Niczego nie cofnę, nie naprawię. Zaczynam żałować.

I know I'm lost, but I'm waiting to be found.

Boże, czemu muszę tak cierpieć? Czy ból naprawdę uszlachetnia? 
Otrzyj moje łzy.
I nie pozwól wypaść tej plombie. 
Amen.



Would you kindly?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.