Gdy tylko wróciłam ze szkoły skreśliłam wtorek w kalendarzu i przesunęłam okienko na środę. Rytuał odprawiony. Nie wyobrażam sobie jak kiedyś mogłam żyć bez kalendarza. Od dwóch lat nałogowo liczę dni. Do weekendu, do urodzin, do premiery gry, do wypłaty, do wakacji... Liczę i się załamuję. Bo do dat, od których chciałabym uciec jest tak blisko, a rzeczy przyjemnych nie mogę się doczekać. Przestawiam okienko zawsze dzień wcześniej. W pewnym sensie jest to... bez sensu, bo dzień nie zdążył się jeszcze zacząć, a ja już przestawiłam okienko. Ale w praktyce właśnie tak jest, w niedzielę myślę o poniedziałku, a w poniedziałek żyję już wtorkiem. Dlaczego tak jest? Bo Egipcjanom się nudziło i zaczęli bawić się w szkołę. I tak już zostało.
A co do szkoły, to jutro mam sprawdzian z chemii, ale jak dla mnie będzie on czystą formalnością. Podpiszę kartkę, coś nabazgrzę w każdym zadaniu, a potem czterdziesto minutowa drzemka. Nawet mi się ściąg robić nie chce.
Idę spać. Ustawię budzik na czwartą i rano przygotuję sobie jakieś pomoce dydaktyczne.
Czekam na te obiecane żelki, pani Moniko :)
Boże, jak dawno się nie modliłam...
Czy ty tam w ogóle jesteś? Amen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.