Ż y c i e. Pięć liter, które układają się w pozornie nieskomplikowane słowo. Wyraz, który ciężko jest mi wypowiedzieć bez ironicznej intonacji. Powiesz, że co ja mogę wiedzieć o życiu, mam dopiero siedemnaście lat, jeszcze niczego nie przeżyłam, nie zaznałam żadnej przykrości... Przykre jest to, że młodym ludziom nikt nie wierzy, nie chce słuchać o "piekle", które przeszły. A przeżyły już dużo, chociaż żyją tak niewiele.
Od dziecka borykam się z problemami. Zawsze byłam inna, odstawałam od reszty. W przedszkolu ciągle przesiadywałam na parapecie, bawiłam się tylko z tymi dziećmi, które znałam i nigdy nie odzywałam się nie pytana. Nauczycielki nieraz wzywały moją mamę i dawały jej adresy do poradni psychologicznych. Zabawne.
W podstawówce było jeszcze gorzej. Chciałam być tą fajną, chciałam żeby dzieciaki się ze mną bawiły. Skończyło się na tym, że zatraciłam się w samej sobie. Tak udawałam, że zapomniałam jaka jestem naprawdę.
Gimnazjum wolę nie pamiętać. Wtedy wszystko zaczęło się pierdolić. Szkolni pedagodzy, lekarze, validol. Trzecią klasę ledwo pamiętam. Minęła jak jeden dzień. Cały rok jak w letargu. Wstawałam rano, szłam do szkoły, wracałam, kładłam się spać, wstawałam...
Liceum. Bogu dzięki, dostałam się. Obiecałam sobie, że zacznę wszystko od początku. Że będę sobą. Tą dobrą sobą. Nic nie poszło zgodnie z planem. Wróciły gimnazjalne fobie, kompletnie straciłam pewność siebie. Nawet nie wyglądam jak licealistka. Nie bujam się po dyskotekach, nie latam po centrach handlowych z przyjaciółeczkami. Bo w końcu mam tylko jedną przyjaciółkę, jedną jedyną osobę, przy której czuję się swobodnie i która jest przy mnie od ponad dziesięciu lat. Nigdy nie byłam duszą towarzystwa i nie będę. Taka jest moja natura. Ale... Co jeżeli zaczęłam od początku? Czy dopiero teraz pokazuję jaka jestem naprawdę? Czy właśnie taka jestem? Cicha, zamknięta w sobie, obawiająca się krytyki, introwertyczka... Ciągle samotna...? INNA...?
Czasami chciałabym umrzeć. Zamknąć oczy i otworzyć je w tym lepszym i piękniejszym świecie. Uciec od problemów i przytłaczającej codzienności. Ale czy tak naprawdę da się uciec? Czy można zostawić to wszystko za sobą? Przenieść się do lepszego świata, w którym wszyscy są równi, w którym nie ma łez?
A co jeżeli śmierć nie jest taka piękna jak ją malują? Może to tylko złudzenie? Zamykasz oczy, serce przestaje bić i odkrywasz, że znalazłeś się w innym świecie. A co jeżeli ten świat nie przyniesie tego, na co czekasz? Na co miałeś nadzieje żyjąc?
Co jeżeli śmierć nie kończy się w niebie? Jeżeli niebo nie istnieje, jeżeli Bóg nie istnieje... Co będzie potem? Pusta czarna kartka? Czy może rażąca biel? Ognista czerwień? Co, jeżeli po śmierci będziemy odczuwać większy ból niż dotychczas? Nadal chcesz umrzeć?
Tak.
Chcę zamknąć oczy, ale i mieć tę pewność, że będę mogła je otworzyć, kiedy tylko będę chciała.
Śmierć to mój Anioł Stróż.
A ty? Kim jesteś Boże?
Miałeś być...
Amen...?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.