Zostanę zawodowym podpieraczem ścian albo cmentarnym szwędarzem pospolitym. Nic nie pamiętam z kazania, które usłyszałam od księdza podczas spowiedzi, bo starałam się na niego nie zrzygać. Dobrze, że chociaż pokutę zapamiętałam. Po rozgrzeszeniu od razu uciekłam z konfesjonału na cmentarz. Matko. Znowu stałam i wpatrywałam się w nagrobek dziadków. Coś czuję, że w tym tygodniu będę tam częstym gościem. Potem jakoś się pozbierałam i resztę mszy przestałam za bocznymi drzwiami. Bogu dzięki nie byłam tam sama.
Znowu powiedziałam ten sam wierszyk. Ale i tak jest mi teraz lżej. Kolejny raz przysięgałam sobie, że nigdy więcej nie zgrzeszę. Podczas samej mszy zgrzeszyłam z dziesięć razy. Człowiek to naprawdę marna istota.
Czekam na dalszy ciąg mojego snu. Nie wiem czy tajemniczy plażowicz wyjawił mi swoje imię, może tak, ale je zapomniałam. Gdy tylko o tym pomyślę znowu swędzi mnie nadgarstek. Czy ten sen coś znaczył? Nie mam zamiaru sprawdzać w senniku, bo nigdy nic mi się jeszcze nie sprawdziło. A tak w ogóle to grzech. A przecież dziś byłam w spowiedzi.
W zeszłym roku, albo dwa lata temu w wakacje (skleroza) trzy dni z rzędu miałam dziwne sny. Łudząco podobne, ale diabeł tkwił w szczegółach. Były nawet bardziej realistyczne niż ten dzisiejszy, cały dzień czułam, że dzieje się wokół mnie coś dziwnego.
Pierwsza noc. Sierpień. Ciepło w cholerę, może dlatego takie chore sny. Komary i księżyc w pełni, świecący mi prosto w gębę, nie dają spać.
Las. Noc. Pełnia. Gęsta mgła. Pamiętam jak ciężko mi się oddychało. Powietrze było strasznie gęste. Stałam i wpatrywałam się w dal. Przez mgłę nie było prawie nic widać. Spojrzałam w dół. Wiek XVIII? Długa falbaniasta kieca z pufkami zamiatała liście za mną, a moje długie, cudownie lśniące miedziane włosy opadały falami na piersi. (Tak, w tym śnie miałam piersi. Marzenie się spełniło.) Nie widziałam swojego lustrzanego odbicia, ale byłam święcie przekonana, że jestem najpiękniejszą kobietą na świecie. Za mną usłyszałam szelest liści. Ktoś się zbliżał. Nie tylko słyszałam jego kroki, ale też wyczuwałam zbliżającą się aurę tej postaci. Co najbardziej mnie zaskoczyło - nie mogłam się odwrócić. A tak bardzo chciałam. Postać stała za mną. Poczułam ciepłe dłonie na moich nagich ramionach, spływały w dół ku mej talii. Mężczyzna - widziałam dłonie, kobiety nie mają takich dłoni ani nie przytulają tak innych kobiet, to był wiek XVIII, tak więc no... (Nie chcę napisać za dużo, bo ktoś może się obrazić. Jestem dość staroświecka, ale nie mnie osądzać zakochanych inaczej.), objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Czułam jego zapach - słodki, ale męski. Schylił się i pocałował mnie w szyję. Tak namiętnie, że się obudziłam. Nie wiem, może to komar mnie ugryzł. Ale ja naprawdę to poczułam! Mrowienie w tym miejscu. A co dziwne, rano nic mnie nie swędziało, ani nie miałam bąbla. Jeżeli to był ten wyśniony mężczyzna? Albo pająk...?
Druga noc. Sierpień. Ciepło w cholerę. Komary i księżyc nie dają spać.
Las. Noc. Pełnia. Gęsta mgła. Ciężki oddech. Gęste powietrze. Tak, tak. Już to przerabiałam. Sceneria ta sama, wydarzenia też. Szczegóły inne. Księżyc nie świecił już tak mocno, jeszcze mniej było widać. Stoję na środku lasu, długa kieca, cudowne włosy i szelest liści za mną. Znowu nie potrafię się odwrócić i nie dostrzegam twarzy. Podchodzi do mnie, obejmuje, całuje w szyję. Co dziwne - nie budzę się. On bierze głęboki oddech. Zamyka w swoich dłoniach moje. Unosi moją prawą rękę do góry i całuje serdeczny palec. Coś zamigotało. Złoty pierścionek. Budzę się. Czuję mrowienie na palcu. Kolejny komar? Pająk? Ten pierścionek...?
Trzecia noc. Sierpień. Ciepło w cholerę. Komary nie dają spać. Księżyc powoli gaśnie.
Las. Noc. Pełnia. Gęsta mgła. Ciężki oddech. Gęste powietrze. Księżyc gaśnie, mało widać. Stoję na środku lasu, długa kieca, cudowne włosy, szelest liści za mną, nie mogę się odwrócić. Podchodzi do mnie, obejmuje, całuje w szyję, całuje pierścień. Przytula mnie ciaśniej. Głaszcze mój brzuch. Cholernie wielki brzuch. Budzę się. Mrowienie. Pająki mnie oblazły?
Czwarta noc. Sierpień. Ciepło w cholerę. Komary nie dają spać. Nów. Zesrana ze strachu boję się iść spać.
Nic.
Nie śniło mi się kompletnie nic. Nie było zakończenia. Nie wiem czy zostałam matką. I kim do cholery był ten facet?!
Jezus już się męczy. Judasz zaraz zdradzi.
Tak miało być?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.