czwartek, 28 marca 2013

Czemu to zrobiłaś?!

Na wstępie chcę zaznaczyć, że nie oglądałam wczoraj żadnych romansów, nie czytałam fotostorów, nie fantazjowałam przed pójściem spać i nie miałam myśli samobójczych. Ten sen przyszedł sam, bez powodu i żałuję, że się obudziłam.

Siedziałam po turecku na ciepłym piasku. Słońce powoli chowało się za horyzontem. Patrzyłam tylko na nie. Obserwowałam jego barwę i zastanawiałam się, czy mogłabym kiedyś mieć taki sam kolor włosów. Dopiero po chwili poczułam rdzawy zapach. Mój lewy nadgarstek był skąpany ciepłą i kleistą czerwoną cieczą. Obok kolan leżał umazany krwią scyzoryk. Nie chciałam dopuścić do świadomości, że sama to sobie zrobiłam. Byłam otępiała. Wiedziałam, że umieram, ale nie bałam się. Czekałam, aż moje życie zajdzie tak samo jak słońce, na które bez przerwy się gapiłam. Krew wolno się sączyła, a kałuża pode mną stale się powiększała. Siedziałam z opartym o kolano krwawiącym nadgarstkiem i czekałam aż skonam. A konałam bardzo powoli. Za wolno. Chciałam jak najszybciej znaleźć się po drugiej stronie słońca.
Plażą szedł jakiś mężczyzna. Puszczał kaczki, szurał nogami w piasku. Wkurzała mnie jego obecność. Chciałam być sama w tych ostatnich chwilach mojego życia. Tylko ja i zachodzące słońce. Pokrzyżował moje plany. Zbliżał się do mnie. Nagle przestałam cokolwiek słyszeć. Szum morza ucichł, mewy przestały skrzeczeć. Widziałam jak przez mgłę. Czułam piasek na policzku i intensywny zapach krwi.
Hej! Słyszysz mnie?! Ocknij się! Kurwa! Czemu to zrobiłaś?! Jest tu ktoś?! Pomocy!! 
Zostaw mnie. Nie widzisz, że tańczę ze słońcem?
Obudziło mnie jaskrawe światło. Oczy mnie piekły, a gardło i głowa strasznie bolały. Słyszałam dziwne pikanie, widziałam pełno rurek i wolałam nawet nie wiedzieć gdzie są pozaczepiane. Zauważyłam jakąś postać, siedzącą u boku łóżka.
"Nareszcie śpiąca królewno."
Mój brat.
"Bałem się, że już się nie obudzisz."
Co tu robisz? - chrypnęłam.
"Czekałem aż otworzysz oczy. Mama z tatą są na dole. Poszli coś zjeść. Zaraz ich zawołam. Ucieszą się jak zobaczą cię żywą."
Zaczekaj - szepnęłam. Daj mi trochę czasu.
Wyszedł.
Gapiłam się na biały sufit i zastanawiałam co im powiem. Jak wytłumaczę pochodzenie tej rany? Moje kontemplacje przerwało pukanie do drzwi.
"Przeszkadzam?"
Yyy... Nie.
"Mogę?"
Proszę.
Skądś go znałam. Pamiętałam jego twarz. I głos. Wcale nie charakterystyczny, ale zapadł mi w pamięci. Usiadł na krześle, na którym wcześniej siedział mój brat.
"Pamiętasz mnie?"
Pokręciłam przeczącą głową. Pamiętałam tylko jego głos i kojarzyłam wygląd. Nic więcej.
"Byłem na plaży. Miałaś szczęście, że akurat pokłóciłem się z matką."
Chyba pecha.
"Nie byłbym tego taki pewien."
Otwarły się drzwi. Pierwsza weszła zapłakana mama, za nią tata i brat. Wszyscy obskakiwali mnie dookoła. 
"A to kto?"
Choćby cię to obchodziło mamusiu.
"To ja przywiozłem ją do szpitala. Była na plaży. Zaatakowało ją dwóch kolesi. Chcieli ukraść jej telefon. Jeden z nich miał nóż. Krzyczała "pomocy". Usłyszałem ją i przybiegłem, ale oni uciekli. Nie zabrali telefonu, ale zdążyli ją zranić. Wydawało mi się, że nie krwawi aż tak bardzo. Żałuję, że zwlekałem z zadzwonieniem po karetkę. Straciła dużo krwi. Mogła umrzeć. Bardzo za to przepraszam."
"Przestań. Dzięki tobie ona żyje. Ile masz lat?" - odezwał się mój ojciec. 
"Siedemnaście, proszę pana."
"Tak więc za rok pójdziemy na piwo."
Rozległy się śmiechy, a ja leżałam na łóżku i miałam wrażenie, że wszyscy się pomylili.
Po obchodzie znowu przyszedł. Na dzień dobry zapytałam czemu to zrobił. Czemu mnie bronił. Nic nie powiedział. Uśmiechnął się szeroko i podszedł bliżej. Podciągnął obydwa rękawy bluzy i pokazał mi dwie szramy ciągnące się na jego nadgarstkach. Zamilkłam. A on nadal się uśmiechał.
"Nie chciałem żebyś przechodziła przez to co ja." 
Czemu to zrobiłeś? 
"Najpierw ty powiedz." 
Cóż, miałam powód.
Uśmiechnął się kpiąco. 
"Miałem dziewczynę. Kochałem ją na zabój. Zawsze byliśmy razem. Znaliśmy się od dziecka. W gimnazjum zaczęliśmy ze sobą chodzić. Nie była to żadna głupia nastoletnia miłość. Naprawdę się kochaliśmy. Przynajmniej ja ją kochałem. W zeszłe wakacje mnie zdradziła. Z moim najlepszym kumplem. Okazało się, że kręcili ze sobą już od dłuższego czasu. A ja ślepo wierzyłem, że to ma dodatkowe lekcje, to trening. Jak się dowiedziałem, to na początku chciałem zabić ich obu. Popełnić podwójne morderstwo. W końcu doszedłem do wniosku, że łatwiej będzie samemu się zabić. Skończyć ze sobą. Wszystko się rozwiąże, ból zelży. Porwałem nóż z kuchni i poszedłem do lasu. Najdalej jak się dało, żeby nikt nie znalazł mojego ciała. Przeciąłem żyły. Wyrzuciłem nóż w krzaki i pobiegłem przed siebie. Cały czas biegłem. Kolejną rzeczą, którą pamiętam był szpital, płacz mamy i przekleństwa ojczyma. Ktoś mnie znalazł. Uratował, chociaż nie prosiłem o ratunek. I wiem, że myślisz teraz tak samo. Masz do mnie żal, bo zrujnowałem twój idealny plan. Ale kiedyś mi podziękujesz." 
Przez całą jego wypowiedź nie odezwałam się ani słowem. Wstał. Zasunął krzesło i podszedł bliżej. Odsunął moje włosy i cmoknął mnie w czoło. 
"Masz żyć."
Uśmiechnął się i wyszedł. Chciałam za nim pójść, ale za bardzo byłam zmęczona. Położyłam głowę na poduszce, a powieki opadły same. Zasnęłam.

Obudziłam się.

Swędzi mnie lewy nadgarstek. Czy to normalne?

Około trzeciej idę na spowiedź. Muszę sobie przypomnieć wierszyk. Przydałoby się jakieś urozmaicenie, bo od komunii mówię co miesiąc to samo. Może po prostu powiem wreszcie prawdę?

Pomagaj mi.

Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.