środa, 10 czerwca 2015
Chyba piję za dużo kawy. Trochę bym zapaliła, ale wiem, że mi nie wolno. Chociaż oddychanie mniej boli ostatnio. Mimo to rehabilitacji nie odwołuję. Może mnie naprawią trochę bardziej. Czasami mi się tak stanie jak teraz, że swobodnie potrafię się wypisać. Innymi razami mam problem z pojedynczymi zdaniami, słowa mi w nich nie pasują. Tak bym chciała choć raz napisać coś bez skreśleń, a cały czas się mylę. Trudno, chyba taka moja natura. Akceptować to czy zmienić? Nie wiem. Trochę sobie popłakałam przed chwilą. Przy bracie, akurat przyjechał. Nie chciałam, ale nie panuję nad łzami. Próbuję się tego nauczyć, ale im bardziej się staram, im mocniej gryzę się w język i wbijam paznokcie w skórę, tym bardziej szklą mi się oczy. A błyszczą niesamowicie, nawet bez łez widać, że płaczę. Nie umiem decydować, nienawidzę wręcz. A tyle się teraz ode mnie wymaga. Wszyscy chcą wiedzieć, a ja nie wiem. Nie mam pojęcia co dalej. W ogóle nie widzę swojej przyszłości. Wiem, że nie ja jedna. Wiem, że powinnam wziąć się w garść i wreszcie zacząć robić coś ze swoim życiem. Wszyscy tak mówią. Ale ja tak nie umiem. Ja tylko potrafię płakać i chorować. W chorowaniu jestem najlepsza. To nie to płuco teraz mi dokucza, ale oko. Każdy okulista mówi co innego, już nie wiem komu wierzyć. Nie boję się oślepnąć. Już kilka lat temu się z tym pogodziłam, jak tylko usłyszałam, że z moimi oczami jest coś nie tak. Boję się tylko, że nie zdążę zobaczyć. Bo jeszcze niczego nie widziałam, a tyle chcę. Tylko chcieć to nie zawsze móc. Tu już nie chodzi o pieniądze, tylko o głupie myślenie i mój brak odwagi. Bo mogłabym. Ale nie potrafię. Siedzi coś we mnie. Jest tam od dawna i odejść nie chce. Czasami myślę, że odchodzi, ale tak nie jest. Czasami jest mi tak szczęśliwie, że tego nie czuję. Jak się smucę, to to coś jest drżeniem rąk, łzami, szlochem, tępym bólem głowy, który zawsze dopada mnie po płaczu. Jak mogłam płakać przy bracie. On widział moje łzy tylko jak się przewróciłam. Sam mi je ścierał. Z takich powodów się płacze, z takiego bólu. Nie wiem co się powinno robić z bezsilności, ale na pewno nie płakać. To nie tak, że ja siedzę i nic nie robię. Szukam pracy, rejestruję się na studia, ale to coś we mnie mówi mi ciągle, że to bez sensu, że po co to, że i tak nie zdałam matury, że szkoda tych pieniędzy na opłaty rekrutacyjne, że szkoda płacić za kolejny kurs, bo prawa jazdy i tak nie zdam. To nie ja. To to coś we mnie. Taka inna ja. Która tam siedzi i mnie dobija. Znowu zaczęło mnie boleć, właśnie teraz, To ona mnie boli. To ona jest powodem tego drżenia, tych za głośnych oddechów, tych pieprzonych łez, nad którymi nie panuję. Ja tego nie nazywam depresją, choć może nią jest. Ja tego w ogóle nie nazywam, bo nie wiem jak. Nie wiem czym to jest, ale wiem jak mi szkodzi. Ale kim ja jestem, żeby wątpić w siebie - mam te słowa na ścianie. Zawsze się zdarza, że czytam je po płaczu. Nic nie pomagają. Tylko jeszcze mi smutniej, bo sama to tam nakleiłam, bo miało mnie motywować, bo miało pomagać. Ze mną jest coś nie tak, widzę to po sobie. Zawsze tak było, ale teraz to już wybitnie. Nie chcę tego czytać drugi raz, nie teraz, może kiedyś. Dlatego nie drę kartek. A może powinnam to wszystko spalić. Ale nie umiem. Bo mnie jest szkoda nawet takich chwil.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ty nie umiesz nie płakać a ja znów na odwrót. Nie potrafię płakać w czyjejś obecności, wstydzę się łez. A łzy to objaw emocji a emocje nie powinny w nas zastygać, trzeba dać im upust.
OdpowiedzUsuńNie wiesz co zrobić ze swoim życiem? Na podstawie tego co napisałaś to wiesz, tylko brak Ci odwagi. Weź notes, zapisz co chcesz jeszcze zobaczyć i zwiedzaj! :)
Poczucie bezsensu i bezsilności chyba nikomu nie jest obce, a uczucie to straszne. Paraliżujące. Ale wierz mi sens jest, jeśli nie teraz to przyjdzie z czasem. Generalnie czas jest odpowiedzią na wiele pytań tylko cierpliwości trzeba. A myślę, że tej masz wiele ;)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, Annalina. Walcz...zawsze warto walczyć oraz nigdy nie trać nadziei..
OdpowiedzUsuńDepresja... cóż, raczej dół psychiczny (oczywiście, że się nie znam - i nie myśl, że jest inaczej). W sumie to mnie tak to do końca ciężko stwierdzić, ale krótkotrwałe stany smutku nazywamy "dołami psychicznymi". "Depresja" odnosi się do zjawiska choroby psychicznej. Sam zainteresowany z reguły nie zdaje sobie sprawę, że takie cuś ma. No mniejsza - mam nadzieję, że nie będziesz na koniec musiała z tym iść do psychologa...
OdpowiedzUsuńJa ci tylko mogę powiedzieć, żebyś się ogarnęła, bo sens sam z siebie się nie pojawia - trzeba go sobie stworzyć, inaczej z człowiekiem że tak powiem krucho. Zatem rób coś z twoim życiem, znajdź pracę, rejestruj się na te studia... bez tego w sumie niewiele by ci z życia pozostało a to dopiero potrafi być dobijające. Takie spostrzeżenie ode mnie.
Ze mną także jest coś nie tak.
OdpowiedzUsuńNie można w siebie wątpić nawet w tych najgorszych chwilach w życiu ( Boże i kto to mówi, osoba, która nie radzi sobie sama ze sobą, nieważne... ), a łzy są potrzebne i dobrze, że masz komu się wypłakać. Trzeba mieć nadzieję, że to wszystko się poukłada, że choroby w końcu od ciebie odejdą. Nadziei też nie wolno tracić, ani w nią wątpić bo to jedyne co trzyma nas przy życiu. Ściskam Cię ciepło.
OdpowiedzUsuńkażdy człowiek ma tzw ciemną stronę, myślę, że ona u Ciebie zwyciężyła na chwilę obecną, ale nie popadajmy w skrajności, najwidoczniej potrzebujesz trochę czasu by sobie wszelkie sprawy na spokojnie przemyśleć, warto też docenić swoje zalety i je odpowiednio wykorzystać, na pewno masz w sobie jakiś potencjał,
OdpowiedzUsuńsama nie widzę sensu w studiach, ale im więcej myślę tym jest gorzej, warto dlatego po prostu brnąć na przód, robić a nie myśleć, czasami się opłaca,
życzę powodzenia w znalezieniu pracy i dostaniu się na studia ;*
Annalino, tak bardzo chciałabym Ci pomóc wydostać się z tego cholernego zawieszenia, które znam tak bardzo dobrze. Taki stan nie prowadzi do niczego. I nie wstydź się swoich łez, czasem trzeba umyć oczy łzami, by potem zobaczyć pewne rzeczy przejrzyściej.
OdpowiedzUsuńJeżeli masz ochotę na wymianę e-maili, podaj go, a z pewnością się odezwę. Jeżeli nie - nie szkodzi. Trzymaj się, po prostu!
powinnaś... nie przejmować się innymi. zatroszczyć się o siebie. pokochać siebie i iść małymi krokami, ze szczęściem, gdziekolwiek... to trudna droga. ja cały czas jej szukam, a jak ją znajdę, to za szybko z niej schodzę i znów jej szukam dłużej niż po niej szłam...
OdpowiedzUsuńCiii, już spokojnie.
OdpowiedzUsuńTen głos, który słyszysz w sobie, i którego nie lubisz, to nie Ty lecz taki Twój wewnętrzny krytyk. Każdy ma w sobie coś takiego, jest to zupełnie naturalne. Do nas jednak należy decyzja, czy mu się poddamy.
Mogę zdradzić Ci w tajemnicy mój sposób na to, jaki właściwie niedawno sobie intuicyjnie wypracowałam. Wiem, że oprócz tego krytyka jest też we mnie/przy mnie taki ciepły, dobry duszek, który chce dla mnie jak najlepiej, bardzo mnie lubi i robi wszystko, by utrzymać mnie na nagach. Wyobrażam sobie, że czasem głaszcze mnie po głowie, czasem robi masaż, by rozluźnić spięte ramiona, uspokaja, motywuje, pociesza, a czasem każe na chwilę oderwać się od wszystkiego, na chwilę przestać myśleć i położyć się spać albo posłuchać muzyki, kiedy jestem totalnie spanikowana. Powiem Ci, że pomaga i im bardziej otworzysz się na ten drugi wewnętrzny głos, tym częściej usłyszysz, co chce Ci powiedzieć. Mnie to naprawdę pomaga, dlatego chcę się z Tobą tym podzielić, mam nadzieję, że Ci się to przyda ;]
A jeszcze odnośnie wewnętrznego krytyka polecam Ci ten filmik: https://www.youtube.com/watch?v=9sS29LJApjo
Ja też piję za dużo kawy xD