Zasłaniam nagość drżącymi ramionami. Nie z zimna, a z powstrzymywanego płaczu. Wyszła szybko nie zamykając drzwi. Słyszę, jak ucichli kolejni pacjenci. Tłumią kaszel i płaczące dzieci. Lekarka zwołała wszystkie pielęgniarki z piętra. Każdej z osobna pokazuje moje plecy. Dotykają mnie obce dłonie; jedne chłodne, drugie ciepłe, kolejne w rękawiczkach. Każą mi złożyć ręce na brzuchu i zdecydowanym ruchem ciągną za ramiona. Nadgarstkiem ugniatają kręgosłup, na głos liczą kręgi i pytają, od którego zaczyna boleć. Jeszcze raz mam stanąć prosto, unieść ręce i zrobić skłon. Jeszcze raz szepczą między sobą i pytają, czy naprawdę nigdy nie miałam wypadku i czy żaden lekarz nigdy tego nie zdiagnozował. Jeszcze raz powtarzam. Mam usiąść i słuchać.
Bolesne oddechy zawdzięczam skomplikowanemu skrzywieniu kręgosłupa. Gołym okiem go nie widać, stąd też nikt, tym bardziej ja, nie spodziewał się u mnie takiej przypadłości. Leczona miałam być od dziecka, bo wtedy to się zaczęło, ale nieudolni lekarze, przepisujący chorym te same recepty i wypełniający karty bilansu na odczepne, nigdy tego nie zdiagnozowali. Dostałam lek, który przepisuje się ludziom po wypadkach i operacjach, ulotkę w większości zajmują przeciwwskazania i opisy skutków ubocznych. Jak wyczytałam na skierowaniu, męczy mnie chroniczne zapalenie okolic międzyżebrowych. Kręgosłup mam pod łopatką, która jest pięć centymetrów wyżej od drugiej. Stąd bolesny ucisk po prawej stronie. Strach pomyśleć, gdyby kręgosłup znalazł się pod lewą łopatką. Podobną różnicę mam między wysokością bioder. W przyszłości mogę mieć problemy z porodem.
Pod koniec lipca zaczynam rehabilitację. Nie było wcześniejszych terminów. Do tego czasu muszę zadbać o siebie sama. Jak tylko infekcja ustąpi iść na basen i nauczyć się pływać żabką. Ćwiczyć ramiona i biodra, bo z tymi problemy dopiero się zaczną. Potem zadbać o serce. Lepiej już nie będzie, może być tylko gorzej.
Obawiam się, że bez kolejnej wizyty się nie obędzie. Obym miała szczęście i trafiła na tę samą lekarkę. Męczy mnie kaszel, który dodatkowo nadwyręża moje płuca. Bolą wszystkie kości, kręgosłup szczególnie. Mam dwutygodniową nieobecność w szkole, nie wspominając już o zbliżającej się maturze. Nie umiem się uczyć. Większość czasu śpię, tak boli.
Znam już przyczynę, mimo to nie czuję ulgi. To tylko kolejny problem. Czuję się winna swojej przypadłości. Przynajmniej tak traktują mnie w domu. Córka kaleka. Tym razem nie zamierzam tego tak zostawić. Skierowanie już zaniosłam, załatwiłam rehabilitacje. Trochę odetchnęłam, choć wszystko przede mną.
Kurcze...Strasznie mi ciebie szkoda...Mam nadzieję,że ta rehabilitacja poprawi twoje zdrowie wiem jak to okropnie mieć problemy z kręgosłupem...
OdpowiedzUsuńNie jesteś kaleką nawet jeśli inni tak na ciebie patrzą. W końcu można to wyleczyć...
Wyleczyć już nie, jedynie spowolnić.
UsuńAle zawsze coś...
UsuńCzujesz się winna? Chyba żartujesz. Pod żadnym pozorem nie powinnaś. To nie jest Twoja wina, skoro powinnaś był mieć to zdiagnozowane wieki temu to nie Ty tego nie dopilnowałaś, a ktoś inny. Jestem szczerze poruszona. Jak by sam fakt choroby to było za mało to jeszcze winę zwalić.
OdpowiedzUsuńRany, współczuję Ci...
OdpowiedzUsuńAle pamiętaj, że to nie Twoja wina.
Ciężka sprawa, te plecy... Gówno się zdarza, nic na to nie poradzisz. Niestety. Musisz zatem się nauczyć jakoś z tym żyć - w tym pomogą ci leki przeciwbólowe. Polecam.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko mam nadzieję, że ci się poprawi, dziecino.
Nie możesz czuć się winna! To nie Twoja wina, że lekarze nie zdiagnozowali tego wcześniej. Mam nadzieję, że rehabilitacja przyniesie skutki i będzie lepiej. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńU mnie zdiagnozowali skoliozę lędźwiową dwa lata temu, czyli jak miałam piętnaście lat. Porażka życia. Nie chcę Cię dołować, ale po prostu strzelę suchym faktem, że u nastolatków nie jest tak łatwo z tego wyjść, a raczej się nie da. I co ja z tym robię? Żyję, wszystko płynie. Spodziewam się, że w przyszłości będę z tego powodu mieć większe problemy, niż mam teraz, ale co mogę zrobić? Raz ja jakiś czas idę na basen, ale zdaję sobie sprawę, że to mnie cudowne nie uzdrowi. Pocieszam się faktem, że większość dzisiejszego społeczeństwa ma takie problemy, a co gorsza - nie wiedzą o tym. Lepiej wiedzieć i czasem pilnować się od krzywego siedzenia bądź jakich-takich ćwiczeń na plecy, może przez to nie będzie kiedyś boleć?
OdpowiedzUsuńObwiniali mnie za to. I sama też się obwiniam, ale jak mogę krzyczeć na siebie sprzed kilku(nastu) lat? "Mogłaś siedzieć prosto!"? "Mogłaś uczyć się pływać jako dziecko, a nie mówić, że się boisz!"? Przestałam się obwiniać i staram się okłamywać, że jest to wada idiopatyczna (bez jednej wyraźnej przyczyny). Ale nadal spotykam się z wyrzutami od mojego ojca, który mówi, że zniszczyłam sobie życie.
Wiem co czujesz, bo przechodziłam na początku to samo. Może nie mam tak dużej wady, jaką masz Ty (przynajmniej opisujesz to w tak dużej skali), ale po prostu zdaję sobie sprawę jak to jest. Jak to jest być kaleką, świadomą kaleką. Codziennie patrząc na swoje ciało widzę brak talii po prawej stronie, a przesadne wcięcie po lewej.
Nie wiem co Ci poradzić, a spodziewam się, że słowa "nie martw się" to jeden wielki żart. Może bycie nieświadomym jest lepsze, co? Ja niestety nie dostałam tej błogiej niewiedzy, Ty też. Musimy żyć, trochę się starać (przynajmniej dostajemy motywację do dbania o siebie), ale nie obwiniać się i normalnie funkcjonować.
Mnie najbardziej pociesza fakt, że, jak już wspominałam, większość nie wie, że też to ma. Tak, to egoistyczne. Ale trudno.
Pozdrawiam Cię ciepło, mam nadzieję, że ten komentarz chociaż trochę umili Ci te przykre początki i pocieszy (na swój egoistyczny sposób), że nie jesteś sama, że ja też tu jestem, taka sama kaleka, która trochę czuje ból w plecach siedzą teraz przed monitorem.
Jeszcze raz pozdrawiam.
Czytając wczoraj wieczorem tę notkę - zrobiło mi się smutno. Nawet nie wiem, jak dodać Ci otuchy. Samo powiedzenie, że wszystko będzie dobrze nie zawsze wystarcza. Potrzeba słowa-petardy. Jedyne co teraz ciśnie mi się na usta to: każdy ma jakieś problemy, nie tylko zdrowotne, dobrze, że schorzenie zostało wykryte teraz, a nie później, polski system panujący z ośrodkach zdrowia ma wiele wad, z bilansu bym się nie dowiedziała o moim schorzeniu, dopiero wizyta prywatnie u lekarza coś dała. Ale to coś to też za dużo powiedziane.
OdpowiedzUsuńWiem, że to trudne, ale nie możesz się tak czuć, nie możesz zwalać winy na siebie, bo nie miałaś i nie masz na to wpływu. Najważniejsze, żeby w jakimś stopniu Ci ulżyło, choć trochę się poprawiło żebyś mogła normalnie funkcjonować. Życzę Ci, żeby już tak nie bolało, żeby można było oddychać. Trzymaj się jakoś :)
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o problemy z kręgosłupem, mogę Cię tylko uściskać i życzyć zdrowia. Tak doskonale rozumiem :*
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz odwiedzać mojego bloga, napisz: anonimowa91@gmail.com
Trudno jest mi do tego jednoznacznie podejść. Z jednej strony empatia nakazuje pocieszać i wmawiać, że to nie Twoja wina. I jest w tym garść ziaren prawdy. Jednak musisz mieć na uwadze, że tylko Ty jesteś odpowiedzialna za swoje życie. Niemniej jednak nie powinnaś oglądać się za siebie i rozpamiętywać takie zdarzenia. Po prostu działaj, rozwijaj się, kuruj - bez konieczności rozpamiętywania przeszłości. Bo ta uleci równie szybko, jak Twoja pamięć.
OdpowiedzUsuń