czwartek, 27 marca 2014

Wredne ptaszyny

      Dzisiejszy dzień przejdzie do historii. Nigdy bym nie przypuszczała, że nudny konkurs językowy, okaże się niezapomnianą przygodą.
      Dzień zaczęłam fatalnie. Porannymi mdłościami, Pani Emetofobia przypomniała o swojej obecności. Przez chwilę wahałam się, czy nie zrezygnować z wyjazdu, jednak ostatecznie spakowałam reklamówki, zabrałam ze sobą paczkę miętówek, przygryzłam język i dumna ze zwycięstwa, wyszłam z domu z uniesioną głową.
      Mama Siostrzyczki zawiozła nas pod szkołę, gdzie czekała Marlenka z jej osobistym kierowcą. Czekając na autobus, zabijałyśmy czas rozmową.
      Nie musiałyśmy długo marznąć. Autobus zjawił się prędko, jednak jego widok wszystkich zadziwił. Pojazd był prawdziwym zabytkiem z lat siedemdziesiątych. Szyby w oknach zamykane na klucz od zewnętrznej strony, kraciaste firanki, podłoga wyłożona wytartym, żółtym linoleum... a do tego urocza nazwa  - DIDA. Na zakrętach rzucało nami na wszystkie strony. Po raz pierwszy (i mam nadzieję, że ostatni) miałam okazję przejechać się wehikułem czasu.
      Nie tylko autobus był z innej epoki, kierowca również. Typowy, wesoły śląski staruszek; zamiast nawigacji, używał tradycyjnej papierowej mapy. Oczywiście w pewnym momencie zabłądziliśmy i trzeba było pytać o drogę miejscowego, jednak ostatecznie dotarliśmy na miejsce. Przez nieszczelne szyby dość mocno wiało, więc autobusie było zimno. Zażyczyliśmy sobie włączenia ogrzewania, jednak kierowca poinformował, że by je włączyć musi się zatrzymać. Skorzystał w okazji przy kolejnym skrzyżowaniu. Wyskoczył z pojazdu, uniósł klapę, coś przekręcił, wskoczył z powrotem do autobusu i ruszyliśmy dalej. Prawdziwa lekcja historii.
      W połowie drogi Pani Emetofobia ponownie dała o sobie znać i to ze zdwojoną siłą. Cudem przetrwałam jej atak.
      Konkurs językowy miał miejsce w I NKJO w Sosnowcu. Polegał na rozwiązaniu testu, na który składały się dwa arkusze: pierwszy z języka angielskiego oraz drugi z wybranego języka (w moim przypadku był to hiszpański). Angielski był istną tragedią. Starałam się zapisać cały arkusz, jednak stuprocentowo jestem pewna tylko kilku odpowiedzi. Za to hiszpański był wręcz banalny, chociaż popełniłam kilka błędów.
      Udział w konkursie wzięłam tylko dlatego, by móc choć jeden dzień odpocząć od lekcji. Liczyłam również na zaopatrzenie się w długopisy, jednak rozczarowana wróciłam z pustymi rękami. Nawet soczków nie dostaliśmy. Jechaliśmy ponad godzinę w jedną stronę, by napisać godzinny test i wrócić z powrotem. Wyniki dostaniemy dopiero w kwietniu, jednak na nic nie liczę. Przynajmniej miałam okazję zawitać w Sosnowcu, mieście, o którym nie krąży zbyt pochlebna opinia.
      Pani Emetofobia najwyraźniej postanowiła pozostać w mieście, bo całą resztę dnia miałam od niej spokój. W drodze powrotnej Marlenka zdrzemnęła się na Siostrzyczce. Obudziła się rozczochrana i z rozmazanym makijażem, a po kilku minutach po przebudzeniu, zaczęła dziko skakać przez zdrętwiałą nogę. Biedaczkę oblazły mrówki. Nie wiem jak ona to robi, ale nawet z włosami w nieładzie i oczami jak panda nie brak jej uroku. W końcu to nasza Marlenka.
      Będąc z powrotem w mieście, głodne powędrowałyśmy do McDonalda. Po raz kolejny zapomniałam o swoim postanowieniu i w ramach obiadu zjadłam cheeseburgera i frytki. Spędziłyśmy tam trochę czasu, czekając na autobus i najzabawniejszy (według Siostrzyczki - najtragiczniejszy) moment dnia.
      Otóż, wracając na dworzec autobusowy, szłyśmy wzdłuż parku. Wiadomo, są drzewa, to i ptaszyn co niemiara. Pech chciał, że jedna narobiła na głowę Siostrzyczki. Na początku zdezorientowane zamarłyśmy, a dopiero potem wybuchnęłyśmy śmiechem. Oburzona Siostrzyczka płakała razem z nami, no może nie do końca ze śmiechu. I tym oto akcentem zakończyłyśmy pozornie zwykły dzień.
   
PS. W czasie powrotu nagrałam filmik, jednak przed wcześniejszą obróbką nie nadaje się on do publikacji, a na razie nie mam jak się za to zabrać. Może kiedyś go opublikuję.

Jak to podsumowała Siostrzyczka: "Wehikułem czasu przez Sosnowiec".

Selfie w autobusie. Ja, Siostrzyczka i Marlenka.

16 komentarzy:

  1. Chciałabym na własne oczy zobaczyć ten autobus ;) Może specjalnie dla was wypożyczono go z jakiegoś muzeum? ^^ Bo jeździć to chyba niekonieczne......
    A ja słyszałam, że jak ptak cię obdaruje swoją kupą to przynosi szczęście, może to Siostrę pocieszy ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza szkoła schodzi na psy, próbuje oszczędzać na wysyłaniu nas na konkursy takimi oto "pojazdami".
      Nie bez powodu Siostrzyczka wytypowała numerki w Lotto. Jeszcze jej ta kupa miliony przyniesie :p

      Usuń
  2. Sądziłam, że autobusy które jeżdżą z mojej miejscowości do Tarnowa to totalne wehikuły czasu. Chyba jednak się myliłam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe gdzie jeszcze można spotkać takie zabytki :p

      Usuń
  3. No dobra, ja ani po angielsku, ani w zadnym innym języku bym nie napisała nic trudniejszego niz poziom podstawowy testu gimnazjalnego... A moze jednak cos wygrasz? Trzymam kciuki.
    Chciałabym przejechać się takim wehikułem czasu ^^ To by było coś. Kocham starocie. I jeszcze taki fajny kierowca! Staruszkowie są zawsze milsi niż gburowate młode pokolenie. A wpadki w nawigacji pzrecież sama przyjemność!
    Ze wszystkich konkursów jak na razie najbardziej opłącił mi się konkurs biblijny, bo za sam udział zainkasowałam tabliczkę czekolady ;) A znam przypadek osoby, która za wygraną w konkursie plastycznym dostałą... małą tuję w doniczce! Już się bój, co będzie, jak wygrasz :P
    Hej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej wątpię :p
      To był dzień pełen wrażeń. Będę miała co wspominać ;)
      Liczyłam chociaż na długopis za udział, a tu nic :/

      Usuń
  4. Podobało Ci się w Sosnowcu? To miasto mnie przytłacza. Tak samo jak Katowice. Nie przepadam za Śląskiem, ale akurat Sosnowiec jest najgorszym miastem.

    Na pewno poszło Ci dużo lepiej, niż myślisz! ;)

    Urocze zdjęcie, takie przyjazne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przywykłam już do szarości Śląska. Nie chciałabym mieszkać w Sosnowcu. Źle bym się czuła pośród tylu "gorolów".
      Oj, wątpię.
      ;)

      Usuń
  5. Zawsze trzeba myśleć, że inni napisali gorzej od Ciebie. ;)
    Ale ładne jesteście. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Haha, Sosnowiec! Dobrze, że wróciłaś stamtąd żywa.
    Papierowa mapa i klimatyzacja włączana od zewnątrz? o.O Tego jeszcze nie grali (a raczej już nie grają).
    Wyrazy współczucia dla Siostrzyczki. Trzy razy mnie to w życiu spotkało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszę ;)
      Tobie też współczuję. To trzeba mieć szczęście ;p

      Usuń
  7. no to jaka fajna przygoda ;)
    ooo hiszpanski no no podobno fajny jezyk i nie trudny do nauki;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepszy język jakiego kiedykolwiek się uczyłam. Tylko z jego powodu chodzę do szkoły ;)

      Usuń
  8. Miły dzień relaksu mimo wszystko :) Ja nie brałam udziału w konkursach, jak byłam w szkole. Mam nadzieję, że coś ugrasz :) Ja znam dobrze wyłącznie j.angielski. Uczę się francuskiego (ale tak mega słabo - bo sama). Kiedyśtam uczyłam się niemca. Niby coś wymemlonię, ale nie za szczególnie. Podziwiam ludzi, którzy są biegli w językach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam francuski, też staram się go sama uczyć. Hiszpański chciałabym znać naprawdę dobrze, z angielskim od zawsze miałam problem z gramatyką :/

      Usuń

Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.