Na sekundę zamykam oczy i spod przymkniętych powiek obserwuję biały świat. Gałęzie drzew pokrywa śnieżnobiała pierzyna; czerwone brzuszki gilów kontrastują z mleczną nicością; zbłąkane promienie słońca zamieniają płatku śniegu w skrzące się diamenty, a mroźne powietrze otrzeźwia, obolały od natłoku myśli, umysł. Okazuje się, że piękno nie zawsze musi być kolorowe.
Bosymi stopami delikatnie stąpam po śnieżnym puchu. Zamiast kłującego bólu, czuję delikatne łaskotanie. Mroźna fala wiatru, spływa po moich nagich ramionach i rozwiewa połacie atłasowej sukni. Kasztanowe, długie włosy, niesione podmuchem, unoszą się, to swobodnie opadają na nagie plecy. Schylam się, by dotknąć śniegowego puchu. Nadaremno usiłuję uformować z niego pocisk; temperatura jest za niska. Po chwili tracę zainteresowanie dziecinnymi zabawami, bo moją uwagę przykuwa widziana z dala sylwetka.
Po rozległym, ośnieżonym polu, powoli stąpa nieznany mi mężczyzna. Zauważam jego skąpe okrycie i przez chwilę zastanawiam się, czy aby nie jest mu zimno, jednak zaraz potem przypominam sobie, że ja również nie jestem ciepło ubrana. Im mniejsza dzieli nas odległość, tym bardziej się niecierpliwię. Jego kruczoczarne włosy lśnią w promieniach słońca; biała koszula pod wpływem mocniejszego podmuchu zsuwa się z prawego ramienia. Idąc, nie rozgląda się na boki. Dzielą nas ostatnie metry, kiedy nagle on się zatrzymuje. Wzrok kieruje wprost na mnie; czuję, że spojrzeniem chce mi coś powiedzieć. Otwiera usta, ale nie słyszę jego słów.
Nagle zrywa się mocny wiatr. Fala białego kurzu wpada mi do oczu; gałęzie drzew zrzucają śnieżną pierzynę i nagimi członkami zdają się mnie przepędzać; gile uciekają w popłochu. Dotychczasowy spokój opuścił mój umysł, chęć poznania tożsamości nieznajomego została wyparta przez konieczność ucieczki. Biegnę przed siebie, przez mleczną mgłę nie widzę dokąd uciekam. Kierunek wiatru ulega zmianie, mocne podmuchy popychają mnie w nieznane. Wycieńczona walką z żywiołem, ledwo utrzymuję się na nogach. Stawiam ostatnie kroki i padam.
Zamiast na zimnej ziemi, wylądowałam w gorących ramionach. Zawierucha trwa nadal. Z oddali dociera do mnie moje imię, wypowiadane przepitym barytonem. Na policzkach czuję delikatne mrowienie, jakby topiące się płatki śniegu. Z trudem unoszę powieki. Moim oczom ukazuje się widok strapionej twarzy. W sekundę potem, napięte rysy łagodnieją. Słyszę głęboki oddech ulgi. Krótką chwilę przyglądam się pełnym ustom i tonę w błękicie oczu, w których rozpoznaję mężczyznę, nawiedzającego mnie co noc. Ostatnimi siłami unoszę dłoń i muskam palcami jego policzek, dotykam kosmyka włosów. Upewniam się, że jest tu naprawdę.
Mimo, że nie jest mi zimno, jego uśmiech rozgrzewa mnie od środka. Przez pewien czas przyglądamy się sobie w milczeniu. Zauważam, że odległość między nami z sekundy na sekundę jest coraz mniejsza. Czując jego oddech na twarzy, zamykam oczy. Po chwili jego usta opadają na moje. Żarliwie się w nie wpijam, smakuję je. Czując mój zapał, przyciska mnie mocniej do siebie. Jego dłonie błądzą po mym ciele, rozchylają materiał sukni. Zdzieram koszulę z jego ciała i wtulam się w tors. Rozwieram usta, by zaczerpnąć oddechu, tymczasem on wsuwa w nie język. Zalewa mnie fala rozkoszy, czuję go wszędzie. Jego dłonie głaszczą me ciało; język tańczy w ustach. Zlewamy się w jedno.
Tymczasem tracę siły. Coraz słabiej napieram na jego ciało. Oboje zwalniamy. Seria namiętnych pocałunków przeradza się w delikatne cmoknięcia. Gwałtowny dotyk zastępują muśnięcia palców. "Ostatni pocałunek na dobranoc." - zdaję się słyszeć. Brakuje mi sił, by unieść powieki. Tak bardzo chcę zobaczyć go jeszcze raz. Czuję, jak gładzi mój policzek, muska ustami moje czoło. "Śpij." - szepcze.
***
Otwieram oczy i widzę wypłowiałą tapetę, regał pełen książek, stary telewizor w kącie pokoju, a wszystko to oblewa szarość, wpadająca przez okno.
Błogosławieni Ci, którzy mają wyobraźnię, albowiem do szczęścia nic więcej im nie potrzeba.
Teoretycznie nic. Praktycznie, chciałabym w końcu coś poczuć.
***
Uzbrojona z ciepły koc, paczkę chusteczek i kubek zielonej herbaty wyruszam na spotkanie z "Anastazją".
Za niecałe pół godziny przywitam grudzień. Miesiąc nadziei.

Miesiąc nadziei? Coś w tym jest... :)
OdpowiedzUsuńMoże coś wreszcie się zmieni?
UsuńTo był Twój sen? Pięknie opisane.
OdpowiedzUsuńNie do końca sen. Raczej majak na jawie. Zamknęłam oczy i opisałam, co zobaczyłam.
Usuń"Przepitym barytonem"? Przypadkowy błąd czy chodziło Ci o głos podobny do Wołodii Wysockiego?
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz. Pięknie i poważnie. Aż widzę tą zimę, choc u mnie za oknem szarość i smutne orzechy w sadzie.
Brakowało mi przymiotnika :p
UsuńTo właśnie widziałam, gdy pisałam.
Miesiąc nadziei? A to ciekawe, ja osobiście nie znoszę grudnia aż do 23 dnia tego miesiąca, potem jakoś ujdzie. Ale kto wie co będzie w tym roku.
OdpowiedzUsuńPiękny opis? Snu, marzenia, mniejsza, ale jest taki realistyczny a jednocześnie irracjonalny. Masz świetną umiejętność doboru odpowiednich słów i malowania nimi jak malarz na płótnie tyle, że w wyobraźni osoby czytającej to co piszesz ;)
Gorąco pozdrawiam, M ;>
Grudzień zawsze był dla mnie miesiącem innym, niż wszystkie. To nie tylko ta świąteczna atmosfera, ale i świadomość kończącego się roku, nadchodzących zmian.
UsuńMalować nie umiem, więc może słowami uda mi się dotrzeć do człowieka ;)
Oj udaje Ci się, udaje ;>
UsuńBardzo ładnie napisanie. Twierdzisz,że to był majak na jawie... przypomniało mi się jak w te wakcje miałam coś takiego na obozie. Ocknęłam się, opowiedziałam to co zbaczyłam koleżance, a ona stwierdziła,że zaczęłam bredzić. Zgadzam się ze zdaniem "błogsławieni ci, którzy mają wyobraźnię".
OdpowiedzUsuńCzęsto zdarza mi się coś "widzieć", nawet z otwartymi oczami. Wyłączam się i przenoszę do innego świata, o wiele lepszego od tego, w którym żyję.
UsuńMiesiąc nadziei? A czy czasem nie miesiąc radosnego (i niecierpliwego) oczekiwania? Nadzieja większości z Nas towarzyszy przecież przez wszystkie miesiące w roku. A chociaż zawsze na coś, na kogoś czekamy, to oczekiwanie na Gwiazdkę jest jedno na dwanaście długich miesięcy :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło. [I zrób listę wymarzonych prezentów. Ja właśnie zrobiłam; nic tak nie poprawia humoru, jak odrobina marzeń :)]
Grudzień jest dla mnie podsumowaniem całego bajzlu, którego narobiłam przez rok, a co się z tym wiąże - nadzieją, że w końcu zmądrzeję.
UsuńTakie listy to nie dla mnie. Ostatnio, gdy siostra zapytała mnie, co chcę dostać na osiemnastkę, w głowie ziało pustką. Nie mam żadnych marzeń.
Mam nadzieję, że grudzień Cię nie zawiedzie. Uwielbiam grudzień.
OdpowiedzUsuńZobaczymy jak to będzie.
UsuńEch te hormony... ;)
OdpowiedzUsuńPocieszę Cię jeśli Ci powiem, że swój pierwszy pocałunek przeżyłam po 18-stce? :)
Pocieszyłaś :)
UsuńTeż czasem lubię rzucić się w wir takich fantazji. I musze Ci powiedzieć, że zatonęłam w Twojej. Podoba mi sie sposób w jaki ją opisalas! Szkoda tylko ze to nie opis rzeczywistości.. (moze poza odmrozeniem stóp) :P "chciałabym wreszcie coś poczuć", no to witaj w klubie :(
OdpowiedzUsuńMiesiąc nadziei? A co jeśli nadzieja mi juz nie wystarczy?
Nadal się nią karmię, chociaż sama nie wiem czemu.
UsuńMiesiąc nadziei? Dlaczego?
OdpowiedzUsuńMoże w końcu coś się zmieni? Zmądrzeję na przykład? Grudzień wydaje mi się do tego idealny, właściwie nie wiem dlaczego.
UsuńPrzyjemne to początkowe marzenia.
OdpowiedzUsuńGdyby były rzeczywistością...
UsuńGdybym ja umiała tak pisać... :)
OdpowiedzUsuńKażdy umie :)
UsuńPrzeczytałam pierwsze zdanie i pomyślałam: "Kurczę, jak romantycznie." A jak przeczytałam całe to poczułam się bardzo szczęśliwa. Dzięki. ;)
OdpowiedzUsuńTobie również dziękuję :)
UsuńGrudzień tego roku wślizgnął się tak podstępnie, że nawet go nie zauważyłam ;)
OdpowiedzUsuńCzeka mnie tyle sprzątania, że urządzanie chyba w przyszłym roku ;p
W zimie czasu jest więcej, przynajmniej tak mi się wydaje, więc wszystko na spokojnie :)
UsuńPrzyjemny sen/wyobrażenie, świetnie to opisałaś, lubię Twój styl aż poczułam się na Twoim miejscu.
OdpowiedzUsuńWyobraźnia to coś cudownego. Pamiętam jak byłam mała i pierwszy raz odkryłam, a może uświadomiłam sobie czym jest. Pobiegłam do mamy i podekscytowana zaczęłam jej wyjaśniać: "a wiesz, że ja tak potrafię? Zobaczyć wszystko co tylko chcę? Mamo to jest cudowne, mogę być gdziekolwiek zechcę, bawić się w co chcę i z kim chcę. Ty też tak potrafisz?" Moja mama tylko się uśmiechnęła, a potem powiedziała, że zawsze sobie wyobraża, że jak będę już duża że jestem szczęśliwa.
Czasami tylko trudno zderzyć się z szarą rzeczywistością, ale i tak wierzę, że takie "marzenia wyobrażane" mogą się spełniać kiedy w nie wierzymy. No i dążymy.
Pozdrówki!
Dzięki tym marzeniom jeszcze żyję. Bez wyobraźni byłabym wrakiem człowieka.
UsuńRównież pozdrawiam :)