czwartek, 22 sierpnia 2013

Słabości

Ostatnie dni mijały mi dość beztrosko. Wczoraj rano przyjechała do mnie Iza. Na szczęście śpi z moją mamą, więc rano wstaję bez większych trudności (szyja cała, zero zadrapań i siniaków). Jak zwykle oglądamy bajki, gramy w gry planszowe, huśtamy się do nieba, męczymy króliki i gonimy kury. Po obiedzie zbieramy maliny i z pełnymi brzuchami zaliczamy popołudniową drzemkę. Kocham tę pięciolatkę.

Lokatorów jeszcze nie ma i nie będzie do poniedziałku. Przedłużyli wakacje (hurra!!!). W domu błoga cisza i spokój. Siostra dzwoni codziennie i mówi jak jej tam fajnie. To niech tam zostanie, nikt za nią (i dziećmi) nie tęskni. Mam wrażenie, że po ich powrocie będę musiała cały czas chodzić ze stoperami w uszach. Ciężko się będzie na nowo przyzwyczaić do krzyków tych dwóch bachorzątek.

Dzisiejsza wizyta u okulisty pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Ojciec i córka - obaj ślepi i niespełna rozumu, postanowili zaopatrzyć się w nowe wzmacniacze. Wchodzę do gabinetu jako pierwsza, bo przerażony ojciec woli dokładnie przejrzeć gabloty z oprawkami. Przemiła młoda okulistka dokładnie zbadała wszystkie części moich ślepych oczu. Badanie jednak nie należało do najprzyjemniejszych. Na dobry początek badanie komputerowe, żeby poszło nam szybciej i łatwiej ze zmienianiem szkiełek, a potem standardowe tablice z cyferkami. Zamiast siódemek widziałam jedynki. Następnie gapiłam się na czerwoną lampkę, a doktorka świeciła mi lampą do oczu. Miałam uczucie, że oczy mi się topią i widziałam wszystkie ich żyłki (jeżeli to w ogóle możliwe). Następne badanie było koszmarem - mierzenie ciśnienia oka (czy jakoś tak). Na widok igły omal nie zemdlałam. Na szczęście okazało się, że ostrą część umieszcza się w urządzeniu, a stępioną przykłada do oka. Ale i tak bolało. Uczucie, jakby ktoś wsadzał ci palce do oczu. Brrr... Potem czekała mnie jeszcze jedna lampa, po której czułam się jak na haju i mierzenie odległości źrenic. Gdy badanie dobiegło końca, nadszedł czas na przerażającą diagnozę.

Myślisz, że coś jest nie tak z twoim zdrowiem? Idź do okulisty! Dowiesz się, ile zostało ci dni życia!

Co się okazało? Panie i Panowie! JA, SIEDEMNASTOLETNIA DZIEWCZYNKA, MAM NADCIŚNIENIE I PODEJRZENIE JASKRY! Przepięknie, nieprawdaż? Ale jest też dobra wiadomość - poprawiło mi się prawe oko i teraz obie soczewki mam -0,25. Plus astygmatyzm.

Obie choroby zawdzięczam tatusiowi. Albo, żeby tatusia nie obciążać (bo Bogu ducha winny) - GENOM. Już wiem, co mnie czeka za dziesięć lat (jak nie prędzej) - masa tabletek i comiesięczne wizyty u lekarzy.

Dostałam skierowanie do kliniki w Chorzowie. Nie wiem, czy tam pojadę. Na pewno nie w najbliższym czasie. Popełniłam życiowy błąd, czytając na internecie, na czym polegają badania wykrywające jaskrę. Igły w oku i te sprawy. Jezuniu...

Po męczarniach w gabinecie, czekało mnie najcudowniejsze - wybieranie oprawek. Szukałam klasycznych czarnych nerdów. Takowe były, jednak wyglądałam w nich jak debil. Mam za chudą twarz do tak dużych okularów. W końcu zdecydowałam się na "mniejsze" nerdy - całe czarne, wewnętrzna strona czerwona i dwa wkurzające mnie "diamenciki" bo bokach. Potraktuję je markerem i nie będzie problemu. Okulary mam dostać już jutro, więc może wrzucę jakąś fotkę. Ponadto jestem strasznie zadowolona z ceny oprawek, bo "tylko" 105 zł. To względnie tanio, bo za ostatnie dałam trzy stówy (Aneta idiotka poszła do najdroższego optyka w Rybniku).

Mój tata z kolei zainwestował w okulary progresywne (dwuogniskowe), czyli do dali i do bliży. Dwie pary w jednej, jednak taniej to to nie wyszło. Za moje płacę 175 zł (70 zł szkła), a on równe 500 zł. Bo się skubanemu firmowych oprawek zachciało.

Oczywiście jak mówiłam, mój głuchy i ślepy ojciec musiał coś sknocić podczas badania. To nic, że słychac go było w poczekalni, gdy wypowiadał na głos widziane cyferki. Poproszony do badania komputerowego, zajął złe krzesło - mianowicie te od okulistki. Puść wolno 58 latka...

Jutro czeka mnie klasowe ognisko - pomysł braciszka i siostrzyczki. Zobaczę, jak przez rok zmienili się dawni przyjaciele z gimnazjum. Oczywiście wszyscy się nie zjawią (jak zawsze zresztą). Jedno jest pewne - piwa ani papierosów tam nie będzie. Za lichy towar jak na nich.

Zabieram się za przesłuchiwanie piosenek nowo poznanego zespołu - The Hoosiers. Dzięki ci Veri Veritero!

6 komentarzy:

  1. Naprawdę nie lubię wybierać oprawek ;/ zazwyczaj te które mi się podobają zupełnie mi nie pasują ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo te, które ci się podobają, kosztują baaardzo duuużo...

      Usuń
  2. zawdzięczam Bogu idealny wzrok i mam nadzieję, że to się nie zmieni przez najbliższe lata...
    te maliny, kury... dały mi taką wiejską (pozytywną) atmosferę. dobrze odebrałam? może jestem wyczulona przez życie w mieście... a brakuje mi takich klimatów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiejskie klimaty mam na co dzień, bo mieszkam na wsi. Co prawda jest świeższe powietrze, mniej tłoku i spokojnie można obserwować nocą gwiazdy, jednak dojeżdżam do miasta do szkoły, na zakupy, a nawet do lekarza, co nie do końca jest przyjemne...

      Usuń
    2. ale gdybyś miała porównać życie na wsi, a w mieście, to które wolisz?

      Usuń
    3. Zdecydowanie wieś. Lubię spokój i ciszę. Miasto dużo daje, jednak czułabym się w nim obco.

      Usuń

Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.