czwartek, 8 sierpnia 2013

Dark reality

Lato umiera na moich oczach. Noce są coraz dłuższe, co z jednej strony mnie cieszy, bo mogę liczyć na dodatkowe godziny błogiej ciszy. Jednak gdy pomyślę o listopadowym wracaniu ze szkoły w ciemnościach, dopada mnie depresja. Potrafię korzystać z nocy tylko wiedząc, że kolejnego dnia nie muszę wstawać do szkoły. Z pobudkami nie ma problemu, bo i teraz kładę się spać po północy, a budzę wraz ze wchodem słońca, jednak świadomość, że musisz ruszyć dupę i biec na przystanek autobusowy, jest koszmarnie przytłaczająca. A potem jeszcze siedź osiem godzin na komunistycznym krześle w przedwojennym budynku i wracaj do domu o zmroku. Nie zapominajmy, że później czeka nas odrabianie zadania i nauka, co mam nadzieję w tym roku szkolnym będzie wyglądało o niebo lepiej, bo w końcu odpada mi masa niepotrzebnych przedmiotów. Ale nie powinnam truć o szkole, gdy zostały jeszcze ponad trzy tygodnie błogiej wolności.

Moim obecnym wakacyjnym zajęciem jest czytanie blogów, na które przypadkiem natknęłam się podczas przeglądania innych blogów... No wiecie. A zresztą. Potrafię w jeden dzień machnąć kilka lat archiwum. Moje serce podbiły kruchescianyszczescia i Ichtyo (nie, nie kazały mi tego napisać). Ponadto zaczęłam przeglądać blogi modowe, czego wcześniej unikałam jak ognia. No i znowu uzależniłam się od codziennego przeglądania stron sklepów odzieżowych i marnotrawienia godziny dziennie na oglądanie Fashion TV. Nawet nie wiem po co mi to, skoro i tak we wszystkim wyglądam jak w worku na ziemniaki, a pieniądze wolę wydać na płyty 30STM (przynajmniej mam taki zamiar. Za wszelką cenę pragnę LOVE LUST FAITH + DREAMS i zdobędę tę płytę choćby nie wiem co! Co z tego, że wszystkie piosenki z tego krążka już od dawna zasilają moją playlistę na telefonie? Muszę mieć to magiczne pudełeczko, muszę!).


Obżeram się zamrożonymi czereśniami z kompotu. Jest tak gorąco, że już zdążyły zamienić się w różową papkę, jednak nadal są smaczne. Zima w kwietniu sprawiła, że na jeżyny i śliwki muszę jeszcze poczekać przynajmniej dwa miesiące. Obecnie jestem skazana na owoce z targu, których nie można porównać z tymi z mojego "sadu". 

Wypadałoby w końcu napisać na drugim blogu obiecane recenzje książek... 

Tymczasem pozachwycam się najnowszym teledyskiem Marsów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.