Godzina 23:27. Na dworze porywa się ostra wichura, rozlegają się pierwsze grzmoty. Błyskawice przecinające niebo oświetlają mroczny pokój, a światło pada na półmetrowy plakat, ledwo trzymający się na drzwiach, przedstawiający boskiego Iana Somerhaldera. "- To twój chłopak?" - pyta niewinnym głosikiem. "- Nie." - odpowiadam stanowczo i obracam się na drugi bok.
Jesteśmy zmuszone zamknąć okno i odciąć jedyny dopływ tlenu, ponieważ wiatr przybrał na sile, a przeciąg zaczął dźwigać klapę przy wejściu na poddasze. Gdyby w łóżku zamiast mojej bratanicy leżała siostrzyczka, już dawno skojarzyłaby fakty z potworkiem, pojawiającym się w Paranormal Activity i zwiała oknem. Nieważne, że zamkniętym.
Błyskawice i głuche grzmoty przybierają na sile. "- Aneta, ja się boję..." Zamiast wtulić się w pościel, wsadziła głowę pod mój brzuch i wypięła tyłek. Litości. Otwarły się drzwi i do pokoju weszła niezidentyfikowana postać, w szlafroku pamiętającym komunizm i szklance po nutelli, tym razem wypełnioną herbatą. Błyskawica oświetliła jej twarz i okazało się, że przestraszyłam się własnej matki. "- Czemu nie śpicie?! Aneta, przestań zagadywać Izę! Spać!" Znowu mi się oberwało...
Ugasiłyśmy pragnienie (Iza ugasiła, ja wylizałam szklankę) i "poszłyśmy" spać. Po dwóch minutach ciszy: "- Aneeeta? A co będziemy jutro robić?". "- Śpij!". Mija pół minuty: "- Aneeeta?". "- Co?!". "- Sikać mi się chce."
Było już po północy. Mama przyszła jeszcze raz, tym razem zagroziła nam (głównie mi), że jeśli w końcu nie zaśniemy, to dostaniemy wrąbane (oczywiście tylko ja). Iza posłuchała, bo w końcu mama rzadko kiedy po niej krzyczy (ja przywykłam). Zrobiło się w końcu cicho. Jednak północ nie jest porą, o której normalnie chodzę spać, dlatego sięgnęłam po telefon, z zamiarem przesłuchania kilku piosenek Marsów (miałam też nadzieję, że przyśni mi się później cudowny Jared Leto). Nie zdążyłam nawet włączyć odtwarzacza, a Iza: "- Dasz mi pograć w Pou?" W rezultacie ona "grała", a ja delektowałam się najnowszą płytą 30STM.
Gdy następnym razem otwarłam oczy, w słuchawkach leciało "Do or Die", a Iza miała telefon na twarzy. Nie wiem jak do tego doszło, ale przespałam cztery piosenki. Postanowiłam wyłączyć odtwarzać i w końcu położyć się spać. Odłożyłam słuchawki na stolik obok, rozpuściłam włosy, poprawiłam poduszkę, przyciągnęłam do siebie kołdrę, wygodnie się położyłam, zamknęłam oczy i... dostałam z łokcia w nos. Odsunęłam rękę Izy, ale ta od razu wróciła na swoje miejsce, czyli na moją twarz. Wkurzona bodłam Izę w ramię, jednak ta nie zareagowała. Podniosłam się i przeniosłam ją na jej połowę łóżka. Nim ponownie usiadłam, ona znowu leżała na środku. Ponownie ją przeniosłam, tym razem podtrzymałam ją ręką i spokojnie się położyłam. Została na swojej stronie. Sukces!
Kolejna pobudka była doprawdy traumatyczna. Czułam, że coś na mnie leży. Coś ciężkiego, ciepłego i mokrego. Zapominałam, że śpię z Izą, wiec gdy wymacałam jej rękę na moim brzuchu, omal się nie wydarłam. Zrzuciłam ją z siebie, ale ta na nowo się do mnie wtuliła. Wypociła chyba całą wcześniej wypitą herbatę, w każdym razie chcę wierzyć, że to był pot. Skąd ona brała siłę, na rzucanie się po łóżku? I bicie mnie?!
"- Aneta! Aneta! Wstajemy już?" Wyciągam rękę po telefon. Ekran głosi, że dopiero 6:07. Litooości!!! Każdego innego dnia z chęcią bym wstała i już czytała jakąś książkę, ale nie dziś, nie po tym, co działo się w nocy. "- Nie!". "- Dobra..." Obraca się na drugi bok i znowu zasypia. Boże...
"- To Iza! To Iza! Popatrz Miłoszku, to Iza!" - drze się Lenka pod moim uchem. Iza siedzi uśmiechnięta po swojej stronie łóżka. Ledwo przewracam się na plecy, bolą mnie wszystkie kości. Iza bezceremonialnie przechodzi po moim brzuchu. Dzieci uradowane nowym łupem opuszczają mój pokój. W końcu. Cisza! Spokój! Całe łóżko dla siebie! Ledwo się rozłożyłam, Iza: "- Zrobisz mi warkocz?" Łeeee!!!
Dzisiaj swoje drugie urodziny obchodził Miłosz. Dostał tor wyścigowy i domek farmera (ja swój domek dla lalek zbudowałam ze styropianu, SAMA). Zyskałam kilka godzin spokoju, podczas gdy dzieci rozwalały nowe zabawki. Gdy poszły spać, Izie zaczęło się nudzić. Niestety u nas nikt nie ma kóz. A szkoda.
Najpierw szukałyśmy jakichś ambitniejszych bajek w telewizorze, ale nawet "Fineasz i Ferb" nie leciał, a uznałam, że "Wodogrzmoty Małe" mogą źle wpłynąć na jej psychikę (która i tak już swoje przeżyła). Dojechałyśmy do kanałów muzycznych i trochę potańczyłyśmy, ale szybko padłyśmy wykończone. W końcu zostałyśmy dłużej przy fashion.tv, ale zabawa w zgadywanie "Co ona ma na sobie ubrane i czy to w ogóle jest ubranie" prędko nas znudziła. Przypomniało mi się o grach planszowych, więc zagrałyśmy rundę chińczyka i monopoly.
Po obiedzie oglądałyśmy "Piękną i Bestię", a potem po raz dziesiąty "Zaplątanych". Nie dziwię się, że Iza kocha tę bajkę. Też ją uwielbiam (no może Flynna Ridera bardziej). Jednak przy włączaniu laptopa na śmierć zapomniałam jaką mam tapetę. Ekran powitalny zgasł, a oczom Izy ukazał się Jared Leto sprzed trzynastu lat. "- To twój chłopak?" Kobieto, zrozum, że zdjęcia facetów w moim pokoju o niczym nie świadczą!
Resztę dnia spędziłyśmy na podwórku razem z resztą wrzeszczących bachorzątek. Można powiedzieć, że od obiadu miałam spokój, bo Iza zaczęła się bawić ze swoimi rówieśnikami. Dzisiaj na noc zostać nie mogła, ponieważ jutro jedzie do lekarza. To nawet dobrze, bo odeśpię wczorajszą noc.
Muszę przyznać, że mogłabym się zajmować dziećmi na dłuższą metę, ale potrzebowałabym co najmniej kilka opakowań Validolu. Jednak nic nie zmienia faktu, że moja bratanica jest równie nienormalna jak ja, co mnie cieszy. Debilowi z debilem raźniej na świecie :)
PS. Chciałam dołożyć kilka zdjęć, ale większość z nich można zaliczyć do dziecięcej pornografii. Nie moja wina, że dzieci lubią biegać jak je Pan Bóg stworzył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.