poniedziałek, 24 czerwca 2013

Nothing can change me

Siedzę na wytartej wykładzinie na środku pokoju z laptopem na kolanach, a dzieci tańczą nade mną taniec plemienny, podśpiewując "uja! uja! uja!". Boże, czy naprawdę musiałeś umieścić mnie w tej "rodzinie"?

Siostra pokazała mi dzisiaj stronę internetową domu letniskowego. Tygodniowy luksus za niecałe pięćset złotych. Plazma, przestronna kuchnia, kanapa, na której można by leżeć całe życie, łazienka, do której wejdę i już nie wyjdę, szeroki taras... Do tego niecałe sto metrów do morza. Po raz pierwszy w życiu mam okazję spędzić prawdziwe wakacje; w nieznanej mi dotychczas okolicy, nad morzem, z dala od rodziców.

Nie pojadę. Nie umiem...

Gdyby nie te fobie... Wszystko komplikują. Oczami wyobraźni widzę siebie na plaży; promienie zachodzącego słońca oświetlają moją twarz, słona woda muska moje stopy, a w płucach czuję ten cudowny zapach wolności.

Potem otwieram oczy i rozglądam się po moim pokoju, w moim domu, tu, gdzie od zawsze, od siedemnastu lat marnuję swoje życie. Nie ma już dla mnie nadziei. Nie uwolnię się od tego.

W Rybniku mnie nie było, bo pogoda pokrzyżowała mi plany. Ale nie zamierzam dłużej czekać - jutro prosto po szkole idę do Rossmana po farbę do włosów. Jeszcze nie wiem jaką. Nie umiem się zdecydować.

Dotarło do mnie, że za cztery dni dostanę do rąk świadectwo. Kwit, potwierdzający zmarnowany przeze mnie rok życia. Boże... Rok, który minął jak jeden dzień...

Chyba położę się dzisiaj wcześniej. Oczywiście nie będę spać. Znowu będę myśleć "Co by było gdyby..."


Boże, nie pozwól żebym w Ciebie zwątpiła... Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.