sobota, 20 kwietnia 2013

Think!

Myślałam, że jeszcze wczoraj coś napiszę, ale gra tak mnie pochłonęła, że wyłączyłam ją (i to z ciężkim sercem) dopiero gdy mama zawołała mnie na kolację, czyli około dziewiątej. Po kolacji do północy ogarniałam szkołę (tak, wiem. Jestem pojebana.), a potem jeszcze godzinkę maniaczyłam w Cut the Rope na telefonie. Spałam niecałe siedem godzin, ale jestem wypoczęta. 

Ostatnio ogólnie inaczej rozplanowałam poranki. No ale od początku. Idę spać około dziewiątej, dziesiąta to max. Mam budzik ustawiony na piątą i po przebudzeniu, gdy jest jeszcze cicho w domu, bo bachory jeszcze śpią, to mam szansę czegoś się nauczyć. Jednak gdy jest brzydka pogoda, to mało co widać (a mam światłowstręt i nie włączam lampy), więc przestawiam budzik na godzinkę do przodu i śpię dalej. A potem autobusie panika...

No ale okej. Po przebudzeniu lecę do łazienki (zanim jeszcze nie oblega jej mój tata) i załatwiam te sprawy, których nie załatwię w pokoju. No a resztę robię już u mnie, bo mam dość wojen z tatą o łazienkę. Później odwiedzam ją tylko żeby się poczesać, bo moje włosy wytwarzają wystarczająco dużo energii, by zasilić kilka domów, więc muszę pomagać sobie wodą. Chociaż czesanie się w moim wypadku nie ma najmniejszego sensu, bo zanim dojdę na przystanek z pięć razy odgarniam kudły z twarzy. Świerklańskie wiatry...

Muszę przeczytać Dziady cz. III. Oby było to lepsze niż Pan Tadeusz...

A teraz czas ogarnąć pokój. Eska, szmata i heja!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.