11:42 Geografia. Sprawdzianu nie ma bo jest nas tylko ośmiu. Połowa klasy pojechała do Sosnowca a reszcie po prostu nie chciało się przyjść. No a siostrzyczka jest w szpitalu. Angielskiego też nie było. Połączyli trzy grupy razem i oglądaliśmy "Władcę pierścieni". Amazing.
Od rana boli mnie brzuch i ledwo dojechałam do szkoły. Teraz jest już lepiej, ale Matko Boska, przecież ja muszę normalnie żyć, jakoś funkcjonować! A obecnie jestem na etapie "worek w kieszeni i miętówka pod językiem".
Wrócę do domu około osiemnastej. Przebiorę się, coś zjem, wskoczę pod prysznic żeby się obudzić i idę na randkę. Z podstawami przedsiębiorczości. Muszę uzupełnić ćwiczenia. Musiałabym też doczytać do końca "Pana Tadeusza" ale na sam widok okładki oczy mi łzawią. Nie możemy przerabiać czegoś ambitniejszego? Mało mnie interesuje jak szlachta imprezowała.
Pani na hiszpańskim puściła nam jakąś dziwną piosenkę. Mózg rozjebany.
Dziewczyny z klasy grają w państwa miasta, a ja, forever alone, siedzę przy kaloryferze i bawię się telefonem.
Po szkole idę do biblioteki. Niech mnie tam kiedyś zamkną...
22:15 Leżę sobie w łóżeczku i znowu bawię się telefonem. Nie zjawiłam się na randce. Wystawiłam pp do wiatru. Czuję, że jutro przyjdzie mi za to odpokutować. Miałam dzisiaj więcej wolnego czasu niż przez cały weekend, a nie zrobiłam niczego produktywnego. Zamiast się pouczyć przesiedziałam wszystkie luźne lekcje. Jakbym wiedziała, że tak będzie wyglądał dzisiejszy dzień, to nawet bym nie wstawała z łóżka. Po prostu zmarnowałam dwanaście godzin życia.
Boże, opiekuj się siostrzyczką. Mną też możesz.
Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.