sobota, 27 kwietnia 2013

Material girl in material world

Porządki w szafie uważam za zakończone. Od rana walczyłam z kurtkami, czapkami, szalikami, grubymi swetrami i kozakami. Wszystko spoczęło na dnie szafy. Wiem, powinnam to już zrobić kilka tygodni temu, ale jakoś nie miałam na to ochoty. Musi mi się chcieć coś robić, inaczej efekty są mało zadowalające. 

Ponadto znalazłam stare płyty winylowe po moim dziadku, ale jeszcze nie wiem co z nimi zrobię. A zrobię coś na pewno, bo mam bzika na punkcie wykorzystywania starych gratów i nie dam im leżeć pod szafą przez kolejny rok. Aaa! I jak szukałam dzisiaj czegoś w szafie mojego taty (nawet zapomniałam czego, bo to co znalazłam tak mnie zaciekawiło, że tamta rzecz wypadła mi z głowy) to znalazłam starą walizkę! Taką z lat 50./60. Przepiękna! Muszę ją mieć! Będę o nią walczyć z moim tatą, choćby miał mi znowu grozić swoją sztuczną szczęką. Żałuję tylko, że nie znalazłam klucza do tej walizki. A definitywnie coś w niej jest... I zastanawiam się jak mogłam nie zauważyć tej walizki wcześniej... 

Ale wracając do ciuchów. W poniedziałek robię nalot na second-hand w mojej wsi. Byłam tam już raz i muszę przyznać, że nie wygląda to jak zwykły lumpeks tylko jak luksusowy butik. Ponadto wcale tam nie śmierdzi (tzn. trochę, bo musi). Kupiłam wtedy bladoróżową bluzkę w groszki za piętnaście złotych. Widziałam też prześliczną błękitną sukienkę, ale nie kupiłam jej, bo nie miałam czasu jej przymierzyć. Ale w poniedziałek mam zamiar spędzić tam co najmniej godzinę i wszystko na spokojnie pooglądać.

A co do second-handów, to nie rozumiem co jest w nich złego. Ludzie sądzą, że w lumpeksach znajdą tylko szare, ponaciągane szmaty, w których chodzą bezdomni. Ogromnie się mylą, ale to nawet dobrze, bo więcej zostaje dla mnie. W "Szafie" nie znajdziesz brzydkich rzeczy. Większość nie była nawet noszona, bo trafiła tam prosto z produkcji. Wiele ciuchów ma błędy krawieckie czy rozerwane podszewki, ale mi to nie przeszkadza, bo potrafię sobie z tym poradzić. Potem wystarczy tylko uprać ciuch, bo specyficznie pachnie i to wszystko. Jesteś modnym za kilka złotych. 

Nie wstydzę się tego, że kupuję w lumpeksach. Nie dość, że wychodzi to taniej, to jeszcze jest to bardzo ekologiczne. Ponadto, ja mam w zwyczaju przerabianie tych ciuchów, a takim sposobem ze zwykłego t-shirta i paska z ćwiekami, mogę zrobić szalenie modną w tym roku kreację. Ale dla niektórych to i tak lamerstwo kupować ciuchy w "szmateksie". Bo niby liczy się metka. Bitch please, metkę se możesz do dupy wsadzić, bo i tak mało kto wie, gdzie kupiłaś ciuch. A nieraz trafiłam na bluzkę z zary, diversa czy orsaya i kosztują one tyle samo co chińskie szmaty bez metki. 

Przeglądam sobie teraz modowe stronki, żeby wiedzieć jakich sukienek mam szukać w poniedziałek. Oto co znalazłam:


Podobną sukienkę widziałam w "Szafie", była za 25 zł. Buty, takie niebieskie ale nieco niższe, widziałam w sklepie z tanim obuwiem za 20 zł albo 25 zł, bo już zapomniałam (nie mam pamięci do liczb). Taką torebkę ma moja mama jeszcze z czasów młodości. Wystarczy ją umyć.


Moja mama mnie pocieszyła i powiedziała, że kiedyś miała podobną ale ją wyrzuciła. Wyrzucę moją mamę... A ta różowa jest prześliczna.



Takie kwieciste bombki także widziałam w lumpeksie, kosztowały 15 zł sztuka. Chciałam jedną sobie kupić,  ale mama stwierdziła, że za będzie mi tyłek widać. Oh God... 

Chcę kupić sukienkę, bo nie mam ani jednej. To znaczy mam, ale bardziej nadają się one na pogrzeb. Rozejrzę się też za spodenkami, bo marnuje mi się para cudownych zakolanówek. 

Na piątą idę do kościoła, a potem filmowych maratonów ciąg dalszy.

Boże, daj pieniążki na sukienki, proooszę... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.