wtorek, 30 kwietnia 2013

Colorful emotions

Po wczorajszym "Tour de Świerklany" nie miałam siły na nic. W całości przeszłam ponad pięć kilometrów, ale wszystko załatwiłam. 

Pierwszy etap (może będzie tego kilometr) zaliczyłam w Wodzisławiu. Kupiłam srebrny krzyżyk dla Ani (jestem jej świadkiem na bierzmowaniu, obawiam się, że nie wytrzymam całej ceremonii) i szukałam butów, ale nie znalazłam... Muszę sobie kupić najzwyklejsze czarne trampki, najlepiej takie za kostkę. Oczywiście cena do trzydziestu złotych. Bitch please, nie posrało mnie żeby kupować sobie vansy, conversy albo jeszcze droższe dziadostwo. Żywotność butów nie zależy od ceny czy tego co jest na boku namalowane, ale od użytkowania. W moich poczciwych fioletowych trampkach, które kupiłam we wsi za 25 zł bujam się już ponad dwa lata i nie byłoby żadnego problemu, gdyby nie urosła mi stopa. Moje biedne paluszki...

Potem bieg przez Świerklany. Byłam w bibliotece i dorwałam tam "Trzy metry nad niebem" i "Tylko ciebie chcę". Książki jak dla mnie idealne, mam nadzieję, że będę wyła tak samo jak na filmie. Tylko teraz głupio mi się to czyta, bo przed oczami cały czas stoją mi bohaterowie filmu, a nie potrafię wymyślić swoich własnych. A zawsze jak czytam, to sobie to wyobrażam. Wiem, zryta jestem.
Potem poszłam do lumpeksu. Siedziałam tam około godziny. Przejrzałam wszystkie wieszaki, przymierzyłam tysiące sukienek i bluzek, ale we wszystkim miałam za wielki dekolt. Szlag te moje "cycki". Marzenia się spełniły, bo dorwałam tą niebieską sukienkę, którą chciałam kupić już wcześniej. Leży na mnie jak ulał. Jest  to bombka, przed kolano, bez ramiączek. Muszę kupić niebieską wstążkę i sama przyszyć ramiączka. Będę się pewniej wtedy czuła. Sukienka miała rozerwaną podszewkę, ale już sobie z tym poradziłam. Dałam za nią 25 zł. Jutro muszę ją przeprać i mam kreację do kościoła. Gdybym jeszcze miała te czarne trampki... Ach... Za 15 zł nabyłam koronkową spódniczkę, a do niej za 12 zł znalazłam zwykły, ale za to dobry gatunkowo t-shirt. Oba ciuchy są brązowe. Do kompletu brakuje mi jeszcze butów, ale z tego co pamiętam, moja siostra ma takie brązowe czółenka na obcasiku. Jeżeli w poniedziałek będzie ciepło, to wybiorę się w tym do szkoły. I pewnie wyjebię się w tych butach na pierwszej lepszej płytce na rynku... 

Dzisiaj miałam sprawdzian z angielskiego (z mowy zależnej, makabra...) i kartkówkę z hiszpańskiego. Obie rzeczy zawaliłam, bo w ogóle się nie uczyłam. A jest to wina braciszka, bo przyniósł mi Call of Culthu. Cudowna gra, magiczna fabuła. "Jeżeli twoje dziecko czyta mitologię Lovecrafta, to wiedz, że egzorcysta już mu nie pomoże."

Dzisiaj gdy tylko wróciłam do domu odpaliłam mojego laptopa i włączyłam trzy odcinki Anny German, żeby się ładowały. Mama wygoniła mnie na dwór, więc siedząc sobie na trawie z laptopem na kolanach, przeniosłam się do przedwojennej Europy. Lepszego serialu biograficznego nie widziałam.

A tak w ogóle.. Ekhem. Drogi Panie z autobusu! Wiem, że i tak tego nie czytasz, ale wiedz, żeś ładny. (Nie chodzi o pana M. Pana M. dawno nie widziałam i nie zapowiada się, bym zobaczyła go w najbliższym czasie. Może to i lepiej...)

Jutro wolne!!!

Thanks.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.