środa, 20 marca 2013

One day or another


Cały dzień spędziłam w domu robiąc przedświąteczne porządki. Wysprzątałam całe piętro w niespełna siedem godzin. Jestem z siebie cholernie dumna, ale nie usłyszałam ani słowa uznania z ust mamy. No dzięki. To ja zapierdalam a ty siedzisz u swojej siostry do południa. Wszystko mnie boli, krzyża nie umiem się dotknąć a moje ręce wyglądają jakby należały do osiemdziesięcioletniej babci. Dzisiaj był ostatni dzień rekolekcji. Nie poszłam do kościoła, bo wolałam sprzątać (prawda jest taka, że skończył mi się validol i nie chciałam ryzykować). Jutro wracamy do rzeczywistości. Nie mam zadania na fizykę i nic nie umiem na hiszpański. Tak. To jest moja rzeczywistość. 
Rano jadę o ósmej pięćdziesiąt pięć. Mam nadzieję, że Cię nie zobaczę. 
Uch... Nienawidzę szkoły. Tak bardzo nienawidzę.

Nigdy się nie zakocham. Nigdy ze wzajemnością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.