Noc z soboty na niedzielę była jedną z najwspanialszych w moim życiu. Nie, nie spędziłam jej z cholernie przystojnym umięśnionym brunetem ani pod paryskim rozgwieżdżonym niebem, jednak nocowanie na balkonie można zaliczyć do równie udanych przeżyć. Po imprezie osiemnastkowej Basi (a właściwie w jej trakcie, bo impreza kończy się wraz z odejściem gości) postanowiłam wraz z Dorotką nocować u solenizantki. Tak urokliwą porą - ciepłą nocą z miejscowo rozgwieżdżonym niebem, żal siedzieć w domu, dlatego przeniosłyśmy się na balkon. Zapaliłyśmy zapachowe świeczki, rozłożyłyśmy materace, przykryłyśmy się kocem i przez blisko trzy godziny (a może nawet dłużej, straciłam rachubę) kontemplowałyśmy pod gołym niebem. Po jakimś czasie dołączył do nas brat Basi wraz z kuzynem i jeszcze jednym chłopakiem, który sam przedstawił się nam, jako znajomy z autobusu. Kojarzę go z widzenia, jednak nadal nie mam pojęcia jak się nazywa, ale kto by się tym przejmował. Siedzieliśmy, snuliśmy opowieści, wspominaliśmy i bawiliśmy się woskiem ze świeczek. Dawno się tak nie śmiałam, choć dobry humor mógł być zasługą kilku łyków wina (jest to jedyny trunek, który jestem w stanie przełknąć). Po północy koledzy rozeszli się do domów, starszy brat poszedł spać, a my zostałyśmy na balkonie, gdzie od tej pory siedziałyśmy z Luną - cierpiącym na ADHD psem Basi. Przed trzecią w nocy/nad ranem zaczęło nam doskwierać zimno i zmęczenie, więc z powrotem przeniosłyśmy się do domu, gdzie we trzy zdrzemnęłyśmy się na jednej kanapie. Wstałyśmy przed siódmą, niedospane, rozkudłane i z worami pod oczami. Nasz stan niewątpliwie świadczył o udanej imprezie. Po szybkim ogarnięciu się, postanowiłyśmy z Dorotą wrócić do domów. Poranek taki jak ten, był idealny na spacer. Słońce dopiero co zaczynało grzać, a pasikoniki dawały poranny koncert. Dorota stwierdziła, że zna skrót, który kosztował nas dodatkowe pół godziny drogi. Szłyśmy wzdłuż autostrady, doszłyśmy do jakiegoś dużego, szarego budynku, prawdopodobnie magazynu, gdzie drogę przerywała rzeczka, płynąca głębokim korytem, niemożliwym do przeskoczenia. Po niespełna pięciokilometrowym spacerze, w domu zjawiłam się kilka minut po ósmej, gdzie spotkała mnie największa niespodzianka - nikt z domowników nie zadawał wścibskich pytań o przebieg imprezy itp. Czyżby moi rodzice wreszcie zaakceptowali moją pełnoletność?
Niedzielne popołudnie spędziłam u starszego brata. Z okazji odpustu, jego rodzina organizowała tradycyjną bibę. Drugi dzień z rzędu opychałam się kalorycznymi przysmakami. Byłam niewyspana i wyczerpana, dlatego nie ruszałam się zza stołu. Ostatecznie wyszło mi to na dobre, bo miałam okazję usłyszeć wspomnienia mojego taty z lat siedemdziesiątych. Gdy część rodziny wraz z dziećmi wyszła do ogrodu, przy stole zostałam tylko ja w męskim gronie. Aż przyjemnie słuchało się prawdziwej śląskiej gwary, co prawda przeplatanej przekleństwami, przez co rozmowa była jeszcze zabawniejsza. Brałam nawet w niej udział, bo dyskutowano na temat mojego egzaminu na prawo jazdy i wspominano, jak to kiedyś się zdawało. Później nasłuchałam się opowieści o pracy w kopalni, o doktorach, o wojsku i wakacyjnych przygodach z Niemkami. Też chciałabym kiedyś opowiadać o swojej przeszłości. Jednak najpierw muszę coś przeżyć, by później móc to wspominać, a następnie znaleźć kogoś chętnego do wysłuchania mojej historii. Im ciekawsze będę miała życie, tym ciekawsze będą moje opowieści. Zobaczycie, kiedyś moja biografia będzie bestsellerem.
Ja po imprezach nie jestem w stanie spacerować, chcę jak najszybciej być w domu. A potem sobie umieram z niewyspania i przepicia (nie że pijus ze mnie, czasem dwa piwa wystarczą żebym nie miała apetytu i była bez chęci do życia) :D Tak czy siak miło spędzony czas, koleżanka musi mieć spory balkon.
OdpowiedzUsuńTeż lubię słuchać różnych opowieści, zwłaszcza babcinych :3 W sumie młoda jestem ale trochę już przeżyłam więc pewnie będę miała co dzieciom i wnukom później opowiadać, o to się martwić nie muszę. O ile będą chciały słuchać... :D
Jakoś nie umiem przekonać się do piwa. Na razie jestem w stanie przełknąć tylko wino. Jak już się upić, to po elegancku :D Spory ten balkon nie był, ale spokojnie się zmieściliśmy ;)
UsuńJeszcze nie myślę o starości i ciężko mi sobie wyobrazić swoje wnuki, biegające wokół mnie, ale jak dożyję sędziwego wieku, to będę później opowiadać :)
Noc spędzona pod gołym niebem, z przyjaciółmi i butelką wina - czy może być coś piękniejszego? Ach, dlaczego ja nie mam balkonu? ;<
OdpowiedzUsuńMoja mama do dziś wypytuje o przebieg imprez, ale na szczęście w sposób nienachalny. Tato natomiast dokucza mi i śmieje się ze mnie, gdy dzień po imprezie jestem żywym trupem xD A jednak pełnoletność ma jakieś zalety!
Ach, więcej takich wieczorów. To był pierwszy raz, kiedy nie przeprowadzono ze mną "wywiadu". Fajnie być dorosłą ;)
UsuńGawendy zawsze są trochę koloryzowane ;) ale w tym cały ich urok.
OdpowiedzUsuńJa nawet chciałam się brać za coś autobiograficznego... ale z domieszką fantastyki. Mam taki fajny szkielet na porządny dramat, tylko brakuje mi jeszcze dreszczyku emocji, a o to - dzięki magii, smokom i wszystkiemu, co nadnaturalne - nietrudno.
Zapowiada się kolejny bestseller ;) Pisz, pisz, z chęcią później przeczytam :)
UsuńWłaśnie to jest bardzo ciekawe i podoba mi się - najlepiej wpływają na nas te chwile wyciszenia, siedzenia w nocy, rozmowy, a nie zatłoczonej imprezy. Wiadomo, że z niej też jakieś głupotki i zabawę wspominamy, ale jednak...
OdpowiedzUsuńJa również długo nie byłam w stanie przełknąć niczego poza winem. Odmieniło mi się, w ogóle lubię alkohol. Może tobie też się odmieni. A jeśli nie, to w sumie nic się nie stanie, bo winko też pyszne. Moi znajomi swego czasu pamiętali, by na imprezie zawsze było wino dla mnie.
Opowieści rodziców i rodziny bywają naprawdę niesamowite. Dopiero przy nich zawsze zaczynam pojmować jakie cechy odziedziczyłam po swoich rodzicach i w jakim stopniu jestem do nich podobna.
Było cudownie. Chcę więcej takich nocy; pod rozgwieżdżonym niebem, z butelką wina i we wspaniałym towarzystwie.
UsuńSłuchając takich opowieści można wiele się dowiedzieć o swoich rodzicach. Rzadko kiedy mówią na głos o swoich młodzieńczych wybrykach. Okazuje się, że tacy święci nie byli ;)
Osiemnastka i noc spędzona pod gołym niebie brzmi ciekawie. Sama chętnie bym tak spędziła czas.
OdpowiedzUsuńPotwierdzam to co napisałaś w ostatnich zdaniach. Aby mieć co opowiadać trzeba mieć też ciekawe życie.
Postaram się jak najczęściej spędzać takie noce. Sama często przesiaduję na parapecie i podziwiam gwiazdy, ale w towarzystwie jest jeszcze lepiej.
UsuńTak myślę, że jeszcze się w życiu wyszaleję i ostatecznie będę miała naprawdę dużo do opowiedzenia.
Uwielbiam takie wieczory/noce z przyjaciółmi :)
OdpowiedzUsuńJa też :) Chcę ich więcej.
UsuńMyślę, że jak rodzice wychowują dziecko tak i dziecko przyzwyczaja rodziców. Przez dłuższy czas mało wychodziłam na jakieś spotkania-imprezy, ale gdy zaczęłam w życiu więcej rzeczy robić tak i ich nie dziwiły później moje pomysły, mniej było telefonów, pytań ;) A takie wyjścia towarzyskie zawsze mają swoje plusy :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam rozmowy zaczynające się od "za moich czasów". Można się wtedy naprawdę wiele ciekawych rzeczy dowiedzieć :>
Myślałam, że już zawsze będę najmłodszą córeczką, którą cały czas trzeba mieć na oku. Najwyraźniej wreszcie dotarło do moich rodziców, że nie jestem już dzieckiem i potrafię sama sobie radzić. Cieszy mnie to ;)
UsuńGdy takim rozmowom towarzyszy alkohol, często można się dowiedzieć, że nasi rodzice nie byli tacy święci ;)
Po udanej imprezie wyspać się po prostu nie da ;)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że nasi rodzice i dziadkowie mieli świetne życie, bogate, pełne przeżyć. A my? Wydaje mi się, że wszystko jest teraz tak zwyczajne, że nasze opowieści z młodości skończą się po max półgodzinie ;)
Masz rację, cały czas chodzę jakaś otępiała :p
UsuńZazdroszczę moim rodzicom. Ich młodość przypadła na najlepsze lata 70' i 80'. Mają naprawdę wiele do wspominania ;)
Hm, tak trochę hipisowsko, pod gołym niebem :) Jak na mój gust tak się najlepiej spędza czas, na ,,łonie natury", zwłaszcza teraz, kiedy każdy pobyt w zamkniętym pomieszczeniu oznacza przyklejenie się do krzesła...
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie było aż tak gorąco. Powiedziałabym, że idealnie ;) No i sufit to nie rozgwieżdżone niebo.
UsuńMam duży balkon :D Takie szczęście. Tylko że dwupiętrowy. Serio, z różnicą trzech schodków. Zawsze leże na nim po nocach, kiedy jakaś wredota zajmuje łazienkę, i gapię sie na gwiazdy, któe nic mi nie mówią poza dojmującym uczuciem zagubienia w czarnej przestrzeni.
OdpowiedzUsuńJestem raczej duchem aktywnym, i najlepiej, najszczerzej rozmawia mi się podczas wędrówek, ale leżeniem pod gołym niebem czy pod namiotem też nie wzgardzę.
E tam, każdy będzie miał co wspominać. Pytanie, jak to będzie wspominać. Każda historia ma różne oblicza...
No to balkon idealny :p Nocami najczęściej przesiaduję na parapecie, też mam dobry widok na gwiazdy.
UsuńNie bardzo mam z kim wędrować. Moi znajomi jakoś nie przepadają za spacerami. Jednak gdy już nadarzy się okazja, to zawsze jest co wspominać ;)
Bardzo chętnie przeczytam Twoją biografię :) Lubię słuchać historii, szczególnie z przeszłości, szczególnie gdy ktoś ma dar do opowiadania i słucha się z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuńImpreza udana jak widzę;) Nie ma jak wpatrywanie się w gwiazdy - bardzo romantyczne, a jeszcze do tego spadające gwiazdy i można się rozpłynąć.
No to już zabieram się za pisanie ;)
UsuńŚwieczki, wino, gwiazdy... Ech, cudownie było ;)
U mnie noc z poniedziałku na wtorek była najcudowniejsza w ostatnim czasie. W najlepszym miejscu z najlepszymi ludźmi. ♥
OdpowiedzUsuńTeż bym chciała kiedyś opowiadać dzieciom i wnukom super fragmenty mojego życia. ;)
Tak myślę, że chyba dam moim wnukom link do bloga. Niech sobie poczytają :p
UsuńWory pod oczami i straszne włosy, gdy schodzi ten lakier, świadczą o udanej imprezie! :D Ja niestety zbyt często padam na łóżko i od razu zasypiam. Zdecydowanie tak fajnych, spokojnych momentów brakuje w naszym życiu. :) A umięśniony facet wcale nie jest potrzebny do szczęścia. :) Jest jego dopełnieniem.
OdpowiedzUsuńP.S. Wymyśliłam pewną akcję, zwrócisz uwagę? Szczegóły u mnie.
Nie pogardziłabym takim dopełnieniem szczęścia :D
UsuńZaraz zajrzę ;)
Noc pod gołym niebem brzmi pięknie :)
OdpowiedzUsuńI taka jest ;)
Usuńna pewno świetnie się bawiłaś, zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńNie ma czego, jestem pewna, że Twoi znajomi też mają balkon :D
Usuńidealna sentencja w tytule :) czasami to nie wysoki brunet jest potrzebny do pełni szczęscia, a właśnie taka noc z przyjaciółmi, dzięki której jesteśmy zrelaksowani.
OdpowiedzUsuńi powiem Ci, że moi rodzice też dziwnie przyjęli tę moją pełnoletność.. z jednej strony pozwalali na więcej, ale z drugiej narzekali na imprezy osiemnastkowe. ale rodzice jak to rodzice - oni chyba nigdy nie zaakceptują tego, że ich dziecko nie jest już dzieckiem. :D
Wydaje mi się, że do moich wreszcie to dotarło. Chociaż wiadomo, zawsze będę ich najmłodszą córeczką.
Usuńcudowne chwile, balkon, gwiaździste niebo, świece, bliskie osoby, czego chcieć więcej?! :D
OdpowiedzUsuńTen facet by się przydał :p Ale i tak było pięknie ;)
UsuńDzięki za komentarz ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog! Bardzo fajne i pomysłowe posty, miło się je czyta :)
http://mademoisellejuliet.blogspot.com/
:)
UsuńTylko pozazdrościć takiej świetnej nocy ze znajomymi. I jeszcze tego, że rodzice o nic Cię nie wypytywali. Ja mimo bycia trochę starszą co jakiś czas muszę wysłuchiwać pytań rodzicielki :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to nie był jednorazowy brak zainteresowania ze strony rodziców :p
UsuńMagiczna moc balkonów- wiem coś o tym, balkon to jedno z najlepszych miejsc na świecie ^^
OdpowiedzUsuń