W jeden dzień udało mi się załatwić wszystkie dokumenty potrzebne na prawo jazdy. Najbardziej obawiałam się badań, bo za dużo naczytałam się na internecie jak owe mogą wyglądać. Spodziewałam się badania wzroku, słuchu, sprawdzenia koordynacji ruchowej, mierzenia ciśnienia, a nawet badania krwi, jednak nie spotkało mnie nic z tych rzeczy. Na czym polegało moje "badanie"? Otóż odpowiadałam monosylabami na pytania typu: widzisz? słyszysz? chodzisz prosto? bierzesz jakieś leki? itd. Doktorek wypisał kartkę, przybił pieczątkę, poprosił o należne sześćdziesiąt złotych (zniżka dla kursantów z mojego ośrodka) i wręczył mi papierek, z którym udałam się do rybnickiego starostwa powiatowego. Zadziwiająco szybko odnalazłam się w labiryncie obskurnych korytarzy i niepewnie zapukałam do drzwi gabinetu. Wybełkotałam po co przyszłam, obdarzono mnie dziwnie szczerym uśmiechem i od razu obsłużono. Okazuje się, że nie wszyscy urzędnicy są sknerami. Dostałam kartkę z numerem PKK, którą muszę oddać na kolejnych wykładach. Od teraz na poważnie rozpoczynam moją przygodę z prawem jazdy.
Miałam się jutro spotkać z Panem Poetą, ale ta nierozgarnięta istota dopiero teraz przypomniała sobie, że ma jutro ustną maturę z angielskiego (wysłał mi harmonogram, więc wiem, że mnie nie oszukał). Trochę mi szkoda, bo po wczorajszej rozmowie na skype naprawdę chciałam się z nim zobaczyć. Mój trubadur grał mi na gitarze Bacha i TO, przy czym wprost się rozpływam (zrobiłam mu nawet screena, ale wolę nie zdradzać jego tożsamości, póki sam mi na to nie zezwoli). Standardowo on mówił, ja się śmiałam, ale taka kolej rzeczy pasuje mi jak najbardziej. (Chyba należałoby pominąć fakt, że później bawiliśmy się w chowanego. Na skype. Dorośli ludzie. Nie, zapomnijmy o tym.) Nie mogę już dłużej ukrywać tej znajomości przed rodzicami. W tydzień wyczerpałam miesięcznie środki na koncie, z czego byłam zmuszona się wytłumaczyć. Mama już widzi mnie w sukni ślubnej, tacie rośnie ciśnienie. Hurra...
Szkoda mi Siostrzyczki. Biedaczka przechodzi bolesne rozstanie ze swoim chłopakiem, a ja czuję się wręcz winna swojego szczęścia. Nie wiem jak jej pomóc i ta bezsilność mnie dobija. Dlatego właśnie boję się zakochać. Może nie każdy związek kończy się w taki sposób, ale wątpię, by mój pierwszy okazał się ostatnim. Rozstania bolą, a ja boję się bólu. Tylko ileż można być ostrożnym?
W takich chwilach na pewno ciężko wspierać nieszczęśliwą koleżankę ale nie czuj się winna z powodu swojego szczęścia.
OdpowiedzUsuńNa szczęście jest już lepiej, jednak to nadal nie to samo.
UsuńJak jeszcze trochę poczytam o przyszłych kierowcach to, omatko! sama pójdę na kurs ;>
OdpowiedzUsuńWidzisz tak był zajęty Tb, że zapomniał o maturze ;)
Nie szkodzi spróbować ;) Auto zawsze się przyda.
UsuńHeh, najwyraźniej ;p
Nie warto się chować. Nawet jeśli rozstanie może być bólem praktycznie nie do zniesienia. Bo wtedy tylko odbieramy sobie szanse na jakieś życie z, chociaż odrobinką, szczęścia.
OdpowiedzUsuńJak można się bawić w chowanego na skype? Serio O.o Jak to wygląda?
Może masz rację. Jednak ostatnio coś za dużo tego szczęścia mnie spotyka, to podejrzane.
UsuńChowasz się gdziekolwiek, byleby nie było Cię widać, a druga osoba zgaduje, gdzie jesteś. Proste ;)
Gratulacje, wiosna i jak widać coś tu kiełkuje :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
Usuń"Obdarz mnie teraz całą swoją miłością,
OdpowiedzUsuńPonieważ i tak wiemy, że
Możemy nie dożyć jutra
Nie mogę dalej marnować czasu,
Raniąc swe serce,
Bo wszystko, co słyszę, to:
"Jeszcze nie jestem gotowy".
Myślę, że każdy z nas boi się zakochać właśnie ze względu na późniejsze skutki, ale myślę, że taki stan zakochania jest w naszym życiu nieunikniony i nie możemy się przed nim wiecznie bronić, bo im bardziej próbujemy się wyzbyć jakiejś myśli, tym bardziej ją w sobie pogłębiamy. Także nie ma się co bać, nie zawsze wszystkim się układa, ale mam nadzieję, że Ty będziesz należała do grupy tych szczęśliwców! :-)
Och, dziękuję! Oby tak było :)
UsuńWedług mojego taty to każdy mój kolega jest moim chłopakiem...
OdpowiedzUsuńMój myśli tak samo -.-
UsuńKto nie ryzykuje, ten nie zyskuje. Albo: do odważnych świat należy. Tak zawsze mówił mój tata i myślę, że coś w tym jest.
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się ciepło. Wszyscy :)
Jest jeszcze "bez ryzyka nie ma zabawy". Zobaczymy jak to będzie.
UsuńTy również! :)
Jej. Jak przeczytałam tytuł, to wystraszyłam się, że mówisz o sobie. ;)
OdpowiedzUsuńZ miłości zapomnieć o maturze. Fajnie. :P
Gratuluję, takiego ogarnięcia co do prawa jazdy. Ja za swoje zabiorę się chyba za milion lat. ;)
Też tak myślałam, a widzisz. Trzeba się tylko odważyć zapisać, a potem już musisz chodzić. W piątek mam kolejne wykłady, zobaczymy jak będzie ;)
UsuńPo co to ukrywać? Szczęście na pewno bije Ci z twarzy, wiem, że moja mama nawet bez dowiedzenia się o stanie mojego konta widzi po zachowaniu, że jestem zauroczona kimś ;)
OdpowiedzUsuńStrach przed bólem może zamykać Cię na wiele pięknych momentów, których inaczej niż w odważny sposób, nie przeżyjesz. Trochę naiwności! ;) Sparzenie się też ma podobno swoje, hm, uroki. Słyszałam, że niektórzy nawet wynoszą z takich rzeczy lekcje. Oczywiście broń panie Jezu, nie życzę Ci niczego złego. Po prostu bierz to co jest bez strachu ;)
Od ponad miesiąca śmieję się do telefonu. Nigdy tak nie miałam ;p
UsuńWiem, wiem, ale nadal się boję :/ Kiedyś muszę się przełamać.
Pozbądź się strachu. Nie sam ból straszny, a nasze wyobrażenie o nim.
OdpowiedzUsuńMasz rację. Boję się czegoś, czego nigdy nie doświadczyłam.
UsuńNie możesz odmawiać sobie szczęścia, bo ktoś przechodzi ciężkie chwile... Wiem, że siostra i w ogóle, ale to Twoje życie...:) Rozstania nigdy nie są łatwe...
OdpowiedzUsuńObawiam się, że kiedyś ze mną może stać się to samo. Szkoda mi Siostrzyczki.
UsuńNie każdy związek kończy się rozstaniem ;) Chociaż no fakt, mała szansa, że ten pierwszy będzie ostatnim. Każdy jednak ma szansę na szczęście. Nie bój się kochać. No dobra łatwo mi mówić. Sama miłości nie rozumiem. Warto chyba jednak zaryzykować. Wiesz chodzą słuchy, że miłość nie jest taka zła ;)
OdpowiedzUsuńChyba zaryzykuję. Chociaż raz ;)
UsuńTak, Gothic... Bezi mój bohater.
OdpowiedzUsuńPrawo jazdy? Też próbujesz dostać to pozwolenie na jednorazowe rozjechanie istoty ludzkiej? W sumie to ono niewiele zmienia. Mam takie i nie dają mi jeździć, bo "jeszcze się uczę". Tak, jeździć się uczę. Szkoda, przydałby mi się wóz ciasny, ale własny. Niestety, jak zwykle deficyt forsy każe człowiekowi zapomnieć o tym. No dobra, mniejsza z tym. Powodzenia.
Ps. pamiętaj o sprzęgle.
Denerwowało mnie, że nigdy nie pozwolili mu się przedstawić :/
UsuńPrzydałoby się to pozwolenie. Będę pamiętać ;p
Z Panem Poeta zapewne się jeszcze spotkasz. Jak nie w ten dzien to w inny. Okazja się jeszcze znajdzie.
OdpowiedzUsuńWedług mnie powinnaś wspierać Siostrzyczkę, ale nie czuc sie winna z opowodu swojego szczęścia.
Wiele osób przechodzi przez ten ból, ale nie warto sie zrażać. Jeśli nie zaryzykujesz możesz pozbawić się szansy.
Wiem, wiem :/
UsuńJa też miałam zniżkę na badania i przebiegło ono mniej więcej podobnie - tyle że zmierzono mi nawet ciśnienie! (oczywiście musiałam się nasłuchać, że co takie wysokie, Ty nie masz 40 lat, dziecko itp. itd.)
OdpowiedzUsuńRomantycznie się u Ciebie porobiło! ;)
Dobrze, że mnie nie zbadał. Obawiam się, że mogłabym nie dostać pozwolenia :/
UsuńA no, tak troszkę ;)
Kiedy się spotkacie? =)
OdpowiedzUsuńWe wtorek ;)
Usuń