Nadszedł dzień sądu. Przyjdzie mi zapłacić za wszystkie kulinarne grzechy, odpokutować za każdą tabliczkę czekolady i paczkę chipsów. Z przerażeniem spoglądam na centymetr krawiecki i wagę; lustrzane odbicie drwiąco unosi brew i rytmicznie tupie stopą. Biorę głęboki oddech, by uspokoić drżenie rąk i pozwalam na dopełnienie formalności. Krótka chwila ciągnie się w nieskończoność. Mam wrażenie, że miara owija się wokół mojej szyi jak wąż. Ceramiczna płyta wagi zdaje mi się płonąć, boję się postawić na niej stopy. Zamykam oczy, nie chcę na to patrzeć. Ostatnie chwile. Przygotowuję się na wyrok.
Liczę kolejne sekundy, jakby miało mnie to uspokoić. Oprawca analizuje dane, przygotowuje akt oskarżenia. Radość z mojej porażki wprawia jego usta w drżenie. Cmoka z dezaprobatą przed odczytaniem dokumentu. Unosi wzrok znad kartki i przez krótką chwilę uważnie bada mnie swoim świdrującym spojrzeniem. Upokorzona spuszczam głowę, oczy mam coraz bardziej wilgotne. Ciszę przerywa chrząknięcie, a zaraz po nim obciążające słowa.
Oprawca jest ciekawy mojej reakcji. Spogląda na mnie lśniącymi oczkami i posyła w moją stronę pogardliwe uśmieszki. Przygryzam język, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Przed oczami przelatują mi obrazy ostatniej codzienności, mimowolnie wyobraziłam sobie, jak widzą mnie inni. Żaden facet Cię nie chce!
Dość! Przerywam natłok nieprzyjemnych myśli i biorę głęboki oddech. Liczę do pięciu, po czym unoszę głowę i spoglądam na Oprawcę. Jego uśmiech powoli zastępuje grymas, pewność siebie gdzieś ulatuje. Sprzeciw - wypowiadam na głos w myślach. Zdezorientowany Oprawca zaczyna się jąkać, zdaje się nie rozumieć, co zaszło. Delikatnie, nieustannie patrząc Mu prosto w oczy, wyciągam z jego drżącej dłoni akt oskarżenia, składam go na pół i umieszczam w kieszeni. Jeszcze mi się przyda. Oprawca zaczyna krzyczeć. Wściekłość wymalowała na jego twarzy szkarłat. Traci nad sobą panowanie, upada na podłogę i zaczyna rzewnie płakać. Niewzruszona Jego zachowaniem, opuszczam salę rozpraw z uśmiechem na twarzy, a lustrzane odbicie ponownie przedstawia tylko mnie.
Liczę kolejne sekundy, jakby miało mnie to uspokoić. Oprawca analizuje dane, przygotowuje akt oskarżenia. Radość z mojej porażki wprawia jego usta w drżenie. Cmoka z dezaprobatą przed odczytaniem dokumentu. Unosi wzrok znad kartki i przez krótką chwilę uważnie bada mnie swoim świdrującym spojrzeniem. Upokorzona spuszczam głowę, oczy mam coraz bardziej wilgotne. Ciszę przerywa chrząknięcie, a zaraz po nim obciążające słowa.
Moje sto sześćdziesiąt sześć centymetrów stanowi balast pięćdziesięciu ośmiu kilogramów. Obwód talii i bioder o prawie dziesięć centymetrów przekracza normę. Jedynie BMI mam prawidłowe.
Zapada wyrok. Dożywotni pobyt w komunistycznym mieszkaniu, regał harlequinów i siedem kotów w zestawie.
Oprawca jest ciekawy mojej reakcji. Spogląda na mnie lśniącymi oczkami i posyła w moją stronę pogardliwe uśmieszki. Przygryzam język, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Przed oczami przelatują mi obrazy ostatniej codzienności, mimowolnie wyobraziłam sobie, jak widzą mnie inni. Żaden facet Cię nie chce!
Dość! Przerywam natłok nieprzyjemnych myśli i biorę głęboki oddech. Liczę do pięciu, po czym unoszę głowę i spoglądam na Oprawcę. Jego uśmiech powoli zastępuje grymas, pewność siebie gdzieś ulatuje. Sprzeciw - wypowiadam na głos w myślach. Zdezorientowany Oprawca zaczyna się jąkać, zdaje się nie rozumieć, co zaszło. Delikatnie, nieustannie patrząc Mu prosto w oczy, wyciągam z jego drżącej dłoni akt oskarżenia, składam go na pół i umieszczam w kieszeni. Jeszcze mi się przyda. Oprawca zaczyna krzyczeć. Wściekłość wymalowała na jego twarzy szkarłat. Traci nad sobą panowanie, upada na podłogę i zaczyna rzewnie płakać. Niewzruszona Jego zachowaniem, opuszczam salę rozpraw z uśmiechem na twarzy, a lustrzane odbicie ponownie przedstawia tylko mnie.
***
Nadszedł czas na drastyczne zmiany. Od dziś jem regularnie, unikam słodyczy i chipsów, piję tylko zieloną herbatę i wypowiadam wojnę kuszącym zapiekankom z Tesco (muszę sobie wmówić, że są zatrute). Ponadto będę CODZIENNIE ćwiczyć (przynajmniej pół godziny). Spróbuję jogi i wrócę do "pływania" (w moim przypadku konieczny jest cudzysłów). Nie od razu Rzym zbudowano, nie od razu schudnę, ale na pewno nie polegnę po tygodniu. Będę walczyć!
Żeby wyglądać jak kociak, musisz się spocić jak świnia.
![]() |

Polecam Ci szklankę świeżo wyciskanego soku przed śniadaniem - reguluje poziom cukru i nie ma się potem tak bardzo ochoty na słodkie albo łyżkę miodu dobrego, albo na śniadanko kaszę jaglaną z jakimś owockiem i miodem. Zmiany najlepiej wprowadzać stopniowo. Jak zaczniesz teraz ćwiczyć 5 razy w tygodniu to Twój organizm może mieć mega zakwasy itp. (zwłaszcza jak zaczniesz od Chodakowskiej :P) Ja też od nowego roku wprowadzam podobne zmiany u siebie więc wiem o czym mówisz, ale powiem Ci z doświadczenia, że im bardziej się będziesz spinać, tym pewniejsze jest to, że się nie uda. Daj na luz i bądź dla siebie uprzejma, jak od dwóch dni będzie za Tobą chodziła czekolada to nie katuje się, tylko zjedz sobie kosteczkę. Nie ograniczaj się do zielonej herbaty! Czerwona też spala tkankę tłuszczową i pij dużo wody, najlepsza jest przegotowana, ale mało osób ją lubi.
OdpowiedzUsuńKurczę, koniec już o odchudzaniu!
Wstęp o Oprawcy jest cudownie napisany! :)
Z miodem mogę spróbować, ale obawiam się, że na jednej łyżce się nie skończy ;)
UsuńDziękuję za rady, lubię pić przegotowaną wodę, nawet nie wiedziałam, że jest tak pożyteczna.
Na razie dzielnie walczę z łakociami :p
Bardzo spodobał mi się tan opis. Naprawdę!
OdpowiedzUsuńZe mną nie jest źle, ale też postanowiłam poćwiczyć. Zobacz może filmiki Blogilates, są świetne! Powiem Ci, że joga to super sprawa, praktykuję od półtora roku, ale za dużych efektów Ci nie da. No, poza gibkością, niezłym tyłkiem i dość jędrnymi ramionami. Aha, no i nie ćwicz jogi na własną rękę, to nie ma sensu. Potrzebny jest instruktor, który może pomóc w wejściu w jakąś asanę, wytłumaczyć, jak masz oddychać i jak poradzić sobie z ewentualnym bólem ;)
Na pewno sprawdzę :) Dziękuję za rady, muszę rozejrzeć się po mieście, czy gdzieś ćwiczą.
UsuńJa sobie stwierdziłam, że nie głupim pomysłem byłoby wybrać się do dietetyczki, bo cholera jasna, nienawidzę ćwiczyć, a te wszystkie słynne diety to nie jest to, wciskają rzeczy, których nie lubisz, a dietetyczka dobierze Ci odpowiednią dietę... Ale i tak 58 kg to ja bym chciała mieć.
OdpowiedzUsuńTo wcale nie głupi pomysł. U mnie dieta raczej by nie wypaliła, nie mam warunków żeby jeść regularnie.
UsuńJa też zaczynam... Nie wiem jak to zrobię, bo zawsze kiedy już mi się wydaje, że jestem na dobrej drodze, zauważam czekoladę, lub coś równie fajnego. ;) Powodzenia. :)
OdpowiedzUsuńTobie również go życzę ;p
UsuńSama wypowiadam wojnę kilogram i mam nadzieję, że uda mi się wygrać.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci powodzenia w tej trudnej drodze, do zdrowego odżywiania. :)
Nawzajem! :p
UsuńMi w przedziale dwóch miesięcy udało się zrzucić 8 kilo. Przy czym ćwiczenia fizyczne wykonywałam - co tu kryć - okazjonalnie. Dziś nie przestrzegam już tak restrykcyjnie (autorskiej, haha!) diety, ale słodyczy i wszystkiego, co bezwartościowe i niezdrowe nadal nie jem. Wystarczy po prostu zacząć odżywiać się zdrowo, mniej więcej regularnie (nawet jeśli nie jesteś głodna, nie opuszczaj posiłku o danej godzinie) oraz jak najczęściej kupować tzw. ekologiczną żywność. Zaprzyjaźnij się z produktami marki Sante, według mnie są najlepsze :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia.
Odpuszczam słodycze i śmieciowe żarcie. Przez święta jadłam tylko to, dlatego tak przytyłam :/
UsuńDziękuję za rady :)
E, jeszcze nie jest tak źle. Ja na początku pierwszej klasy ważyłam tyle samo przy wzroście 167. Nie uważałam się za "zbyt obciążoną", zresztą dalej tak o sobie nie myślę. Pod koniec pierwszej klasy schudłam ponad sześć kilo w miesiąc, co zostało zauważone troszkę w brzuchu, ale najbardziej w ramionach. Nikt nie mówił, że fajnie wyglądam, za to poszło wiele komentarzy troski, że zmizerniałam. To zresztą prawda, wiązało się to ze zdrowiem i prawdopodobnie przeciążeniem organizmu. Teraz jestem około 55 kilogramów, ramiona dalej mam kościste, ale teraz mówią, że bardzo ładnie wyglądam. Trudno mi to stwierdzić obiektywnie, szczególnie, że z drugiej strony mówią na mnie Szkieletorek i że boją się mnie złamać przy przytulaniu.
OdpowiedzUsuńTak czy siak, lubię siebie taką jaka jestem, ale kiedy byłam... cięższa, też siebie lubiłam. Przecież jak ja siebie nie lubię, to tym bardziej żaden facet na mnie nie spojrzy. A im szersze biodra, tym lepiej :P
Dziękuję za pocieszenie :p Ramiona też mam strasznie kościste, a ręce jak dwa patyki. Tylko tyłek taki ogromny :/
UsuńŁączę się w postanowieniu.
OdpowiedzUsuńZ tym, że ja muszę zastosować dietę ze względu na trądzik - co zjem od razu znajduje swoje odbicie na twarzy w postaci nowych wyprysków :|
To też jest moim problemem :/ Nie tylko ze względu tłustego brzucha i tyłka unikam czekolady i ostrych przypraw.
UsuńCóż za poruszający opis... Dlatego ja unikam wagi i biorę wszystko "na oko". Znowu genialny aforyzm :)
OdpowiedzUsuńMoja dietą poświąteczną bedzie jak zwykle szkoła... Choć szkolny tryb życia wiem, nie jest zdrowy, bo jem to, co jest w domu i szóstej rano i nie zdąży uciec, na śniadanie nie mam czasu, jem w szkole, jeśli zdołam to coś przełknąć i pogryźć bez użycia siekiery, obiad o 17. kolacja, jak się obudzę, koło 21. albo wtedy, kiedy głód wyciagnie mnie od lekcji. Mniej jeść już nie mogę, bo bym nie miała na nic siły.
najpodlejsze jest to, że jak już chudnę, to głównie na twarzy, przez co zaczynam straszyc ludzi i staję się chorobliwie blada. Ludzie mówią, że ratuje mnie 177 wzrostu...
Życzę wytrwania w postanowieniu :) Bo znając naturę kobiet, bedzie to Twoje główne postanoweinie przez całe życie :)
Nieregularne posiłki działają na niekorzyść. W moim przypadku niestety jest na odwrót. Jem jeden porządny posiłek dziennie, jest to kolacja, podczas której pochłaniam więcej, niż normalnie zjadłabym przez cały dzień. Tłuszcz się wtedy odkłada i to w takich miejscach, z których ciężko go "wykurzyć" :/
UsuńMoże w końcu nauczę się zdrowo jeść i za niedługo nie będę musiała się przejmować wagą :p
Najważniejsza motywację, a widzę, że tej Ci nie brakuje ;) Poza tym świetny opis przesłuchania czy tortur ;> Trochę straszny, na ale chyba i specjalnie taki miał być ;)
OdpowiedzUsuńMotywacja jest, tylko sił do ćwiczeń brak :p
UsuńPowodzenia, mam nadzieję, że Ci się uda. Ćwiczenia są super - dają nie tylko super efekty w wyglądzie fizycznym, ale też wydzielając endorfiny poprawia nam się humor. Ja to uwielbiam i powoli się od tego uzależniam :)
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że jak sobie poskaczę, to od razu lepiej się czuję :)
Usuńzabrzmiało dość groźnie ; ) cóż, życzę powodzenia z całęgo serca!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńFantastycznie to przedstawiłaś! Uśmiech mi z twarzy nie schodzi!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za postanowienia! Ja dziś sprzątnęłam 5 dzień moich zmagań. Ćwiczyć mogę wylewając z siebie siódme poty, ale jedzenie regularne to spora trudność. Zresztą mój metabolizm mnie nienawidzi, bo jem wedle innych i tak strasznie mało, a mimo to potrafię przytyć.
Właśnie na tę regularność posiłków najbardziej narzekam. Niestety obiady jem tylko w weekendy, a śniadań w ogóle :/
UsuńO kurczaki, widzę noworoczne zmiany u Ciebie! :D W takim razie życzę powodzenia, kochana! Ja sobie nie wyobrażam pożegnania z czekoladą... :(
OdpowiedzUsuńDo końca nigdy się z nią nigdy nie pożegnam. Jestem w chwilowej separacji :p
UsuńBędziesz kociakiem! Dasz radę, wierzę w Ciebie ;) Najtrudniej chyba ze słodyczami, kiedy ktoś koło ciebie obżera się ulubiona czekoladą xD Ja zwykle jestem osobą kuszącą ^^ Ale w Ciebie wierzę ;) Jak będziesz się starać, osiągniesz sukces .
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Muszę dać radę :p
UsuńWszyscy wokół chcą schudnąć :D Kurcze, as ja nigdy tego nie zrozumiem! Ale zawsze warto pracować anad sobą :)
OdpowiedzUsuńTy już masz kochającego faceta, ja muszę walczyć o uznanie drugiej połówki :p
UsuńWarto coś ze sobą robić, ale nie przesadzajmy ważysz normalnie. Czy naprawdę każdy chce być chudzielcem? :)
OdpowiedzUsuńMój tyłek się nie obrazi jeśli trochę schudnie ;)
UsuńJa często tak się czuję, pomimo że mam niedowagę... Uważaj, żeby nie wpaść przez odchudzanie w jakąś chorobę.
OdpowiedzUsuńDo tego raczej mi daleko.
UsuńBędę wspierać, bo ja też muszę schudnąć. Ważę 76 kilo przy 165cm wzrostu. Jutro jadę z koleżankami na zakupy i już widzę ten szał, w który wpadam, gdy przymierzam ubrania. A potem pewnie na pocieszenie wypijemy shake'a z McDonalda.
OdpowiedzUsuńJeden shake nie zaszkodzi ;) Schudniemy :)
UsuńPowtarzam to sobie codziennie. Słaba jestem w utrzymywaniu sobie obietnic ;)
OdpowiedzUsuńW końcu wzięłam się za siebie i planuję dotrzymać tej obietnicy ;p
UsuńNiestety u mnie jeszcze słodycze świąteczne się nie skończyły :D jak zjem, to dopiero zacznę ograniczać swoje posiłki,
OdpowiedzUsuń"Żeby wyglądać jak kociak, musisz się spocić jak świnia." - tak bardzo prawdziwe! gdyby mój wf codziennie wyglądałby jak dzisiejszy to już dawno miałabym piękne ciałko :3 potrzebuję solidnej motywacji! Podobno jak człowiek się zakochuje to też zaczynam dbać o siebie, chudnąć, chyba muszę się zakochać ;)
Zdecydowanie muszę schudnąć, żeby ktoś zakochał się we mnie.
Usuńno ale przecież one są zatrute, co tu do wmawiania :P
OdpowiedzUsuńpowodzenia :)
Haha :D
UsuńDziękuję :p
Świetnie piszesz bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńŻycze ci powodzenia :*
Dziękuję :)
UsuńŻyczę powodzenia w odchudzaniu. Domyślam się ile trudu trzeba w to włożyć, trochę z opowiadań a trochę z własnego doświadczenia (tylko, że ja musiałam trzymać dietę żeby za bardzo nie schudnąć). Bardzo męczące, więc tym bardziej życzę sukcesów ;)
OdpowiedzUsuńJakoś muszę dać radę. Dziękuję :)
UsuńTeż miałam w planach takie postanowienie, jednak na razie niezbyt dobrze mi to wychodzi. Jestem niska, a za to trochę grubsza niż powinnam i mimo że tak jak ty, BMI mam niby w porządku to nie czuję się dobrze we własnym ciele, szczególnie moje okropne nogi chciałabym zmienić za wszelką cenę, a to najtrudniejsza część do zrzucenia chociaż kilku cm. Życzę powodzenia i może mnie wkrótce natchnie do powrotu do postanowień :)
OdpowiedzUsuńO nogach to mi nawet nie mów... Na pierwszym miejscu stawiam tyłek i brzuch, ale zaraz po nich zabieram się za nogi. Mam straszne kolana :/
UsuńBardzo ciekawie to opisałaś. Też mam postanowienie noworoczne, aby ćwiczyć. Fakt faktem,że trochę udało mi się przytyć, ale i tak większość osób mi mówi,że jestem szczupła. U mnie raczej nie jest problem z całym ciałem, ale z poszczególnymi partiami. Uważam,że moje masywne uda są nieproporcjonalne do rąk przypominających spaghetti. Trzymam kciuki za twoje odchudzanie!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym opisem :)
Mam to samo - ręce jak gałęzie, nogi jak kłody :p
UsuńDziękuję! Tobie również życzę powodzenia :)
Skoro BMI masz prawidłowe, to jedz w miarę dobrze i ćwicz, a wszystko będzie tylko lepsze :)
OdpowiedzUsuńTak zrobię ;)
Usuń