Pomimo braku śniegu, pogoda nie rozpieszcza. Szczerze mówiąc, to wolałabym chodzić w metrowych zaspach, bo nie odczuwam żadnej przyjemności z noszenia czapki, rękawiczek i chodzenia w kozakach, a bez tych z domu ani rusz. Nieustannie wieje przenikliwie zimny wiatr, przez który przebywanie na podwórku można zaliczyć do sportów ekstremalnych. Z pewnością pobiłam już nie jeden rekord w biegach za czapką.
W ogóle nie czuję magii zbliżających się świąt. Za główną przyczynę można uznać brak śniegu, ale większe znaczenie ma wykańczająca mnie psychicznie szkoła. Nie spodziewałam się, że walka o stuprocentową frekwencję jest taka trudna. Co prawda zdrowie mi dopisuje, bo zazwyczaj do grudnia byłam już po trzech silniejszych grypach, a tymczasem tylko czasami kichnę. Jednak co mi po codziennym chodzeniu do szkoły, skoro z lekcji nie wiem kompletnie nic? Poranki z dnia na dzień są coraz bardziej dramatyczne. Budzik (czyt. telefon) mam ochotę wywalić przez okno. Najbardziej dobija mnie fakt, że wszyscy w domu smacznie śpią, a ja jestem zmuszona udać się do zakładu karnego. Na lekcjach jestem obecna tylko ciałem. Mam większe zaległości niż po miesięcznej chorobie. Nie wiem jak do tego doszło, ale z matematyki wychodzi mi cztery, a z geografii, którą mam rozszerzoną i którą niegdyś tak mocno kochałam, trzy. Na przełomie 10-12 godziny przechodzę największy kryzys. Ze środkowych lekcji nie wiem kompletnie nic. Ledwo utrzymuję się w pionie. Nie chodzi o to, że nie dosypiam czy mało jem. Wysiadam psychicznie, mój mózg się wyłącza, bo ma dość. Dlatego właśnie, święta stały się jedyną szansą na oderwanie się od szkolnych obowiązków. Nie dbam o ubieranie choinki, świąteczne potrawy czy spotkania z rodziną. Chcę tylko odetchnąć od szkoły. Z pewnością półtora tygodnia minie mi jak jeden dzień i znowu nie zdążę nadrobić wszystkich książkowych i serialowych zaległości. Pociesza mnie jedynie fakt, że kładąc się wieczorem do łóżka, nie będę musiała myśleć o jutrzejszych lekcjach.
Grudzień nie należy do wesołych, chociaż zazwyczaj taki był. Pomińmy już fakt szkoły, bo muszę napisać o czymś ważniejszym. Mianowicie, moja trzyletnia siostrzenica od początku grudnia choruje. Epidemia zaczęła się od siostrzeńca, który dostał bakteryjnego zapalenia gardła. Nie potrafił nawet przełykać śliny, co dopiero brać leki czy jeść. Na szczęście, w odróżnieniu od Lenki, dał się przekonać i karmiony strzykawką sam pokonał chorobę. Gorze było/jest z siostrzenicą. Kompletnie odwodniona, na prawie tydzień trafiła do szpitala. Żyła na kroplówkach. Jej przypadek był jeszcze poważniejszy, ponieważ zdiagnozowano u niej opryszczkę w gardle. Teraz wygląda jakby miała ospę, cała jest w czerwonych krostach, które stopniowo z gardła przeniosły się na ciało. Po powrocie ze szpitala zaczęła samodzielnie jeść, ale kilka dni temu zaczęła wymiotować. Każdy posiłek kończy się tak samo - wymiotowaniem. Siostra jest zmuszona po raz kolejny jechać z nią do szpitala, chyba, że do jutra jej stan się poprawi i będzie możliwa wizyta u lekarza rodzinnego. Szkoda mi biedaczki, siostry również. Nie jestem matką, ale już wiem jaki to dramat dla rodzica, walczyć o zdrowie dziecka.
Po obecnym weekendzie zostanę świętą. Ewentualnie męczennikiem, bo straciłam tyłek i kręgosłup. Półtora dnia siedzenia w kościele (nie dosłownie, spotkania odbywały się w przykościelnym "Domu spotkań") to zdecydowanie za dużo, dla kogoś takiego jak ja. Zresztą nie mam pojęcia, po co w ogóle uczęszczam na spotkania przedmałżeńskie. Większość naszego rocznika to olała, w spotkaniach uczestniczy tylko 1/3 moich rówieśników, ale przynajmniej jest zabawnie, bo tą 1/3 stanowi moja była klasa gimnazjalna. Mało kto to mówi, ale w moim przypadku gimnazjum było najlepszymi trzema latami życia. Poznałam wtedy najlepszych ludzi i przyjaciół na całe życie. Pomimo dwóch lat przerwy, nie było między nami żadnego dystansu. Czułam, jakbyśmy widzieli się wczoraj. W każdym razie na owe spotkania chodzić "trzeba", bo po nich otrzymamy zaświadczenie, dzięki któremu będziemy mogli wziąć ślub. No i właśnie dlatego, zastanawiam się, po co tam chodzę.
Przyszły tydzień z jednej strony zapowiada się koszmarnie, z drugiej miło. Koszmarnie, bo czeka mnie mnóstwo sprawdzianów; miło, bo nadejdą ukochane przedświąteczne porządki i skończy się ta zasrana szkoła. Ponadto czekam na kuriera i bilety na Marsów.
Tymczasem jestem zmuszona zacząć uczyć się na jutro. Czeka mnie "kartkówka" z geografii, która obejmuje więcej materiału niż sprawdzian (wszystkie ery, odczytywanie jakichś tam profili itp.) oraz sprawdzian z gramatyki z angielskiego, z którego chcę dostać piątkę (ewentualnie czwórkę). Tak więc po wyłączeniu laptopa wyniosę go razem z telefonem do sypialni rodziców, żeby w spokoju móc się uczyć. Wybaczcie moje zaległości na Waszych blogach, ale dzisiaj niestety ich nie nadrobię.
Ciężka jest dla zima dla ludzkiej psychiki - mało słońca i od razu szybko popada się w chandrę. Mnie nikt tak wcześnie nie gonił na takie nauki, raczej dopiero narzeczeni na nie chodzą, ale współczuję tyle dnia spędzić w kościele.
OdpowiedzUsuńNiech już chociaż śnieg spadnie. Męczy mnie ta szarość nieba i zabłocone ścieżki. Wcześniej nie było takich spotkań, dopiero od kilku lat znowu nas męczą i każą na to nie chodzić.
UsuńBiedna Lenka. Nie ma nic gorszego, niż choroba małego dziecka, które samo sobie nie pomoże, i nie pozwala innym sobie pomóc. Oby szybko wóciła do zdrowia :(
OdpowiedzUsuńMam podobnie ze szkołą... Ona po prostu wymaga zbyt wielkiej uwagi, za dużo myslenia, niedosypianie. Kiedy ja ostatnio spałąm te 9 godzin? Moje życie to tylko szkoła i odrabianie lekcji, to też męczy, przecież mam pasję, ale nie mogę ich rozwijać. Nie mam czasu nawet nauczyc sie czegoś nowego, co by mnie naprawdę interesowało. I na dodatek zaczynam chorować. Ale szkoła określa moje życie, nie wiem, co ja będę robić, gdy jej zabraknie.
Tia, święta to dla mnie jedno wielki nicnierobienie, włóczenie się po wsi, choćby była szaruga jak cholera, granie na gitarze, choć mnie wnerwia i próba zycia jak przedtem... Jeśli to możliwe.
Tez mamy takie "spotkania z ksiedzem" w ramach kursu przedmałżeńskiego, ale staram sie na nie nie chodzić. Primo-to samo bedę miałą w szkole na religii, secundo-bym musiała wstawać w niedzielę o 8.30. Nie za mojego życia, naprawdę.
Mój dom zamienił się w oddział zakaźny. Teraz już wszyscy są chorzy, tylko ja jakoś się jeszcze trzymam, ale nie potrwa to za długo.
UsuńSzkoły mam zdecydowanie dość. Tyle planów, a niczego nie jestem w stanie zrealizować.
Na "spotkania" chodzę tylko po to, żeby nie mieć później problemów.
Niby dla nikogo nie jest zaskoczeniem brak śniegu, ale sporo już spadł to mógłby poleżeć, przynajmniej czułoby się zimę. Co do szkoły, miałam ostatnio kryzys motywacji, a w poniedziałek mam sprawdzian z 3 działów z historii cała starożytność, a we wtorek z 5 z angola <3 Powinnam wziąć z Cb przykład i iśc się pouczyć.
OdpowiedzUsuńZa dużo tej nauki, nam obu potrzebne są święta i chwila wolności.
UsuńJa też mam zawalony ten tydzień, ale mam na to zupełnie wywalone. Bez nauki jadę na trójkach, a to mi wystarcza przy obecnym braku ambicji. Święta spędzę w domu na pisaniu... bo mi moja fantazja znów staje na nogi, więc mam jakąś tam odskocznię. I co najważniejsze - chęci do pisania.
OdpowiedzUsuńSzkoły też mam wybitnie dość. Ponadto doszłam do wniosku, że mogłam iść do liceum obok mnie, które jest słabe. Jestem w lepszej szkole, dużo lepszej od tej, a tylko marnuje czas, bo na lekcjach prawie niczego nie robimy. Z niektórych przedmiotów nadal mnie mam tych wymaganych trzech ocen, a oceny proponowane mają wystawiać w piątek. Jak się zdenerwuję to się przepiszę. Zmarnowane pół roku. Nieprzespane pół roku, bo moja bezsenność wybitnie zaczęła dawać mi w kość. Lekcje polskiego zwykle przesypiam...
A widzisz, moja ambicja wzięła górę, bo jak się okazało, po policzeniu średniej "w najlepszym wypadku", mam szansę na pasek! Zresztą, znając mnie, z pewnością ją zmarnuję.
UsuńSzkoła jest takim drugim łóżkiem, niestety mniej wygodnym :/
Przed ślubem będziesz musiała jeszcze raz chodzić na takie nauki, ze swoim przyszłym mężem, więc nie rozumiem sensu chodzenia na nie teraz? xD
OdpowiedzUsuńTeż tego nie rozumiem.
UsuńJa mam młodszego brata i jak on choruje to ja też jestem chora, tyle że psychicznie. Za bardzo go kocham... Też mam właśnie ery z geografii. Właśnie się zastanawiam jak ja przeżyję ten tydzień... Ale na pewno będzie dobrze. :)
OdpowiedzUsuńOby... Dajcie mi już święta, bo nie wytrzymuję...
UsuńSzczerze? Poszłabym na takie spotkania z ciekawości. We lepiej zdradź kilka szczegółów o czym tam mówią. Bo u mnie ślub za pasem, a może niedoinformowana jestem ;). Pozdrówki!
OdpowiedzUsuńOstatni weekend przespałam i nie mam pojęcia o czym była mowa :p. Coś tam pieprzyli o duchowym związku, że to tylko taki między kobietą i mężczyzną (miałam ochotę stamtąd wyjść), mówiliśmy o cechach męskich i kobiecych, o cyklu, macierzyństwie, aborcji itd. itp. Czyli rzeczy, które kompletnie mnie jeszcze nie interesują, a jestem zmuszona o nich słuchać.
UsuńU mnie też sniegu ni ma. :)
OdpowiedzUsuńNienawidzę świąt i Wigilii więc w sumie cieszy mnie taki obrót sprawy.
Po co komu nauki przedmałżeńskie skoro ślubu nie bierze? Ci księża już totalnie powariowali! Nie ma co!
Szkoły nie lubię, z zasady i cieszę się, że już opuściłam jej mury. Pozdrów siostrę!
**********************
Przeprzasam, że tak bez ładu i składu, ale padnięta jestem i zaraz idę się kimnąć.
Dobranoc wszystkim.- M .:)
Na prezenty czy rodzinną atmosferę nie liczę, chcę tylko odpocząć od szkoły.
UsuńTakim zmuszaniem do uczestnictwa w tych pseudo naukach, to tylko ludzi zrażają do kościoła.
Dobranoc :)
Ja już wiem, że u mnie śnieg nie zawita nawet na święta. No cóż, trudno, ale chociaż trochę słońca by się przydało...
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie Twoją frustrację i zmęczenie, pamiętam jak to u mnie było. Dasz radę, a na święta wypoczniesz, zrelaksujesz się :)
Życzę też, żeby siostrzenica wyzdrowiała jak najszybciej!
Uwielbiam to Twoje radyjko :D Leci teraz Juliet i aż mi się gęba uśmiecha :D
Coraz częściej, siedząc w szkole i gapiąc się przez okno, zastanawiam się, czy jak z niego wyskoczę to zabiję się na miejscu. Dobrze by było.
UsuńPotrzebuje tych świąt, tego tygodnia wolności, bo naprawdę już nie wyrabiam...
Tobie jedynej podoba się moja playlista :p
Też nie lubię takiej pogody - jest zimno, wieje, często pada. Zamiast tego wolałabym mieć wysokie zaspy, sanki i lepienie bałwanów ( takich atrakcji w Holandii nie mamy ).
OdpowiedzUsuńJuż niedługo trochę wolnego, wytrzymaj trochę. No i powodzenia ze sprawdzianami. :)
Jedyne o czym marzę, to wskoczyć w zaspę :p
UsuńUsatysfakcjonują mnie choćby i dwóje.
Myślałam, że w końcu na święta będzie piękna zima, a okazuje się, że czekają na nas dodatnie temperatury :O W moim przypadku byle do czwartku, bo w ten dzień mam zaledwie trzy lekcje z czego się niezmiernie cieszę, zdążę zrobić prezent koledze i będę mogła przygotować się do odpoczynku, bo co jak co, ale nie chce mi się już wstawać, uczyć i martwić o kolejną lekcję fizyki. ;D
OdpowiedzUsuńMoże chociaż wystrój bloga uświadomi mi, że zbliżają się święta :) Mam nadzieję, że się podoba :) Prawdopodobnie zakupię książkę dla kolegi, bo dużo czyta, innego pomysłu nie mam :)
UsuńPewnie na Wielkanoc znowu nas zasypie -.-
UsuńPan bad boy niestety nie czyta.
Mnie również grudzień nie rozpieszcza. I faktycznie dziwna ta zima tego roku się zapowiada...
OdpowiedzUsuńA miało być tyle magii...
Usuńszkoła jest najgorsza przed świętami. ciągle sprawdziany, kartkówki... nawał totalny.
OdpowiedzUsuńMam już tego po dziurki w nosie.
UsuńU mnie na religii ksiądz prowadzi te nauki, a że jest to najlepszy ksiądz pod słońcem, to ogólnie jest super. Siostrze i siostrzenicy współczuję. Choroba dziecka musi być straszna, kiedy nie możesz ulżyć w bólu. To raczej nie pomaga w robieniu świątecznej atmosfery. Niefajnie. Mało, do bani. No cóż trzymaj się cieplutko, i abyś nie musiała już biegaż za czapką ;)
OdpowiedzUsuńOgólnie księża są mniej pieprznięci niż świeccy katecheci. Nie wiem czemu, ale tak jest. Dzieci na szczęście są już zdrowsze, ale i tak długo się męczyły.
UsuńA wiatr mnie po prostu dobija -.-
Życzę powodzenia, abyś jakoś przetrwała te parę ostatnich dni. Już niewiele zostało ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze trzy razy muszę ruszyć dupę z łóżka...
UsuńJa właśnie też wolalabym już chodzic w zaspach śnieżnych. Miałam nadzieję,że śnieg się trochę dłużej utrzyma. Nie twirdzę,że w szkole jest łatwo, bo też zdażają mi się lekcje na których nic nie ogarniam,ale one są raczej pod koniec dnia. Pocieszam się tym,że do piątku trzeba chodzić,a później już jest wolne.Współczuję siostrzenicy
OdpowiedzUsuńWolności! Błagam!
UsuńRównież marzę o odpoczynku! :)
OdpowiedzUsuńTylko przedświąteczne porządki stoją na przeszkodzie ;)
Usuń