sobota, 12 października 2013

Tiffany i Mozart

Objadam się brokułową sałatką mojej siostry i co chwila wybucham śmiechem oglądając "Śniadanie u Tiffany'ego". Holly Golightly od dziś jest moim autorytetem. Nie dam sobie w kaszę dmuchać; zainwestuję w rudego kota, którego nazwę Kot, wynajmę urocze, małe mieszkanko w centrum Nowego Jorku, będę paliła papierosy jak prawdziwa dama i gardziła mężczyznami. Aż w końcu zakocham się w przystojnym sąsiedzie i zrozumiem definicję prawdziwej miłości. Jednak wszystko w swoim czasie.


Tymczasem spędzam cudowną, leniwą sobotę w cieplutkim domku. Obudziłam się dziś przed czwartą rano i po dwóch godzinach głębokich rozmyślań, zasnęłam na kolejne trzy. Domownicy jak zwykle mi dogadywali, że co to po nocach robię, że tak późno chodzę spać i jeszcze później wstaję... Nieważne. Na śniadanie zjadłam świeżą bułkę z serkiem, popiłam gorącą herbatą i w końcu się rozbudziłam. Dom tylko odkurzyłam, w poniedziałek zabiorę się za gruntowne porządki. Później aż do obiadu marnowałam czas na bezmyślnym zmienianiu kanałów. Jak to u mnie w domu bywa, rządzi ten, kto dzierży pilot. Przez nieuwagę straciłam ten przywilej i ze spuszczoną głową opuściłam salon. Dużo potrafię wytrzymać, ale uszy mi więdną gdy słyszę śląskie szlagiery.

Kolejne godziny minęły mi na obserwowaniu spadających złotych liści i słuchaniu francuskich piosenek. Co z tego, że nie zrozumiałam ani słowa? Wszystkie słuchane przeze mnie utwory pochodzą z musicalu "Mozart, l'opéra rock", który już mi się ładuje w drugiej karcie (!). Odtwórca głównej roli wprost mnie zauroczył. I jeszcze ten głos! Chciałabym wam polecić jedną piosenkę z owego musicalu. Sami się przekonacie, czy jest wart obejrzenia.


Nie pamiętam ani słowa z dzisiejszej mszy. Zaczęłam kontaktować dopiero na ogłoszeniach parafialnych. Proboszcz sypał sucharami i na ziemię sprowadził mnie gromki śmiech wiernych. Pewnie myślicie, że jak zwykle zasłabłam lub przespałam mszę. Wręcz przeciwnie. Pierwszy raz w życiu miałam taką wenę. Trafiła mnie ona w najgorszej możliwej chwili. Pozbawiona jakiegokolwiek notatnika usiłowałam zapamiętać większość słów przelewających się przez moją głowę, ale i tak sporo z nich uleciało. Na razie nie będę zdradzała co narodziło się w mojej głowie. Może za tydzień znowu mnie olśni i powstanie dalszy ciąg tej historii?

Mam zachcianki jak kobieta w ciąży. Od rana pachnie mi sezamkami. Dawno takowych nie jadłam. Zdesperowana z braku przysmaku sięgnęłam po łyżkę stołową i słoik miodu. Myślę, że moim zębom się to nie spodobało, ale przynajmniej częściowo zaspokoiłam apetyt.

Jutrzejsza niedziela zapowiada się wspaniale. Po raz pierwszy od dwóch miesięcy, znowu poczuję błogość tego dnia. Do wtorku, znienawidzona szkoło!

14 komentarzy:

  1. "Śniadanie u Tiffany'ego"! Mój ukochany film, który uwielbiam w każdym calu :)
    Leniwa sobota i zapowiadająca się niedziela - idealny czas na relaks, oj pozazdrościć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma to jak dzień spędzony na robieniu tego czego chcemy. Gdy nadchodzi weekend myślę sobie: "zrobię to, nauczę się tego...". Ostatecznie nic z tych rzeczy nie wykonuję. Podziwiam Cię za takie systematyczne prowadzenie bloga. Zazdroszczę weny.
    Nie tylko Ciebie nachodzi taka ochota na konkretne jedzenie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prowadzenie bloga ostatnio zaniedbałam. Wreszcie mam czas (i co ważniejsze - chęci) żeby nadrobić zaległości. A plany naukowe od razu skazałam na porażkę. Choć jeden weekend chcę spędzić z dala od szkoły.
      A w brzuchu to mi cały czas burczy ;p

      Usuń
  3. Hmm ja osiągnęłam połowę sukcesu, mam częściowo rudego kota, którego nazwałam 'Kicia' ;)
    Ja mam ochotę na budyń czekoladowy, i nie, nie ma w domu budyniu czekoladowego xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Budyń można łatwo zrobić z mąki i kakao :) Niestety nie znam dokładnego przepisu ;p

      Usuń
  4. Uwielbiam stare amerykańskie komedie, mają swój klimat którego brakuje nowoczesnym produkcjom :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam takie luźne weekendy, dzięki temu, że się wczoraj pouczyłam dziś mam trochę luzu, "Śniadanie u Tiffany'ego" - kocham ten film :) <3
    Pozdrawiam M.:*
    PS. Zapraszam do mnie na nowy post :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żałuję, że tak długo zwlekałam z zobaczeniem go. Z pewnością nieprędko go zapomnę ;)
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Dzisiaj też mam trochę luźniejszy dzień ;> A kota też planuję zdobyć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym mieszkała sama to już dawno miałabym siódemkę :)

      Usuń
  7. A ja zaraz lecę oglądać "300", ale nie przepuszczę okazji i na pewno kiedyś obejrzę musical, który polecasz. Kocham musicale ;) Poza tym lubię odmóżdżające siedzenie przed telewizorem, można nie myśleć ; >

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filmami wojennymi też nie pogardzę ;)
      Polecisz mi jakiś musical? ;p

      Usuń

Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.