piątek, 27 września 2013

This is war

Czuję na sobie Jego przenikliwe spojrzenie. Obserwuję usta, wykrzywione w nieszczerym uśmiechu, który sięga Jego oczu. Od kilku godzin nie zmienił pozycji. Bladą, wychudzoną dłonią podpiera kościsty podbródek. Założył nogę na nogę. Wbija paznokieć palca wskazującego w drewnianą ramę fotela. Odwracam wzrok. On wciąż patrzy. Śmieje się. Szydzi ze mnie.

Z godziny na godzinę coraz bardziej irytuje mnie Jego obecność. Mam ochotę ponownie go zapytać o cel tej wizyty. Niepierwszej i nieostatniej. Jednak On zawsze odpowiada tak samo - krótkim, kpiącym rechotem. Muzyka, wlewająca się do mych uszu, nie zagłusza niemych obelg, kierowanych w moją stronę od kilku godzin. Mam tego dosyć. Wygrał. Jak zawsze.

Zrezygnowana wyłączam odtwarzacz i wygrzebuję się z pościeli. Moim rozgrzanym ciałem wstrząsa dreszcz. Kaloryfer jest jak zwykle zapowietrzony. Sięgam po zieloną, flanelową koszulę mojego ojca. Zazwyczaj służy mi jako szlafrok. Tym razem, daje namiastkę ciepła, pokrytym gęsią skórką ramionom. Kopniakiem odsuwam fotel, na którym siedzi. Ani drgnął. Podchodzę do gniazdka. Poruszył się. W plątaninie kabli próbuję znaleźć ten właściwy. Uśmiech znika z Jego twarzy. Wkładam wtyczkę do gniazdka. W sekundę pokój zalewa fala ciepłego, pomarańczowego światła. W sekundę fotel pustoszeje. Poczucie Winy zakończyło swoją wizytę.

Kolejny remis. Wygrana jednego przyczynia się do sukcesu drugiego.

Ścielę łóżko. Zdejmuję koszulę. Wynoszę brudne naczynia do kuchni. Sprzątam ubrania rozrzucone po pokoju. Wyjmuję podręczniki z torby. Wyrzucam do kosza tony zużytych chusteczek. Zaparzam zieloną herbatę. Uruchamiam laptop. Włączam przeglądarkę. Klikam na "nowy post". Przede mną biała karta. Powoli opada wewnętrzna blokada. Biorę łyk herbaty, jeden głęboki oddech i opuszczam palce na klawiaturę. Rozlega się symfonia kliknięć...

Z niesmakiem czytam pierwsze akapity. Kasuję je wszystkie. Zaczynam od początku. Przelewam na klawiaturę wczorajsze słowa. Teraz to już historia, którą czasami koloruję, niekiedy zaś wymazuję. Podoba mi się to jak piszę. Może nie powinnam tego publikować? Może kiedyś to sprzedam? A jaki miałoby to sens? - gani mnie sumienie. Ma rację.

Więc publikuję to, co przeżywam. Pozwalam Wam czytać moje życie, bo dzięki temu czuję, że coś znaczę, że kogoś obchodzę. Może i jestem tylko kolejną, niespełnioną, rozżaloną nastolatką, która otwiera się przed blogową społecznością, jednak Wy sprawiacie, że czuję się najważniejszą pośród tłumu. I za to Wam dziękuję.
***

Postaram się opisać ubiegłe dni skrótowo, by aż za nadto Was nie zamęczyć moją pisaniną. A więc:
- już prawie tydzień walczę z chorobą. Niewinny katar zamienił się w dokuczliwy kaszel, którym straszę dzieci.
- dowiedziałam się, że mówię z ukraińskim akcentem. Czego to zatkany nos nie zrobi...
- siostrzyczka wróciła do szkoły. Lekcje znowu są kolorowe.
- jako jedyna w klasie dostałam czwórkę z kartkówki z matematyki. Powinno się postawić mi pomnik.
- rysowanie profili hipsometrycznych przyczyniło się do chwilowej nienawiści wobec geografii,
- podręcznik upper-intermediate i książka do gramatyki z języka angielskiego doprowadzają mnie do zawału. Okazuje się, że moja znajomość tego języka jest zerowa.
- prawie skręciłam kostkę idąc na angielski. Kasztany rozsypane na bruku stanowią dla mnie śmiertelne niebezpieczeństwo.
- bitwę z "Panem Tadeuszem" uważam za zakończoną. Jej wyniku jeszcze nie znam.
- nadrabiam zaległości w książkach,
- dzisiejszą noc planuję spędzić z "Jane Eyre". Siostra mnie przekonała.
- emetofobia powoli mnie opuszcza?

Tymczasem pozwólcie, że nadrobię blogowe zaległości, zjem porządną kolację, przeczytam kilka rozdziałów książki i obejrzę film. Mamy w końcu piątek, czyli jedyny dzień tylko dla mnie.

Dobrego weekendu Wam życzę! Mój niestety taki nie będzie, bo przyszły tydzień zapowiada się tragicznie...

22 komentarze:

  1. Fakt, że ktokolwiek czyta nasze posty napawa swego rodzaju nadzieją, że może jednak jesteśmy dla kogoś, hm, ważni?

    Gratuluję czwórki z matmy! Chyba tkwią w tobie ukryte zdolności matematyczne :D

    Kuruj się tam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dzień dzisiejszy mam lepsze oceny z matematyki niż z polskiego... Może mój mózg zaczyna się "uściślać"? :p
      Mam już dość tego kaszlu. Wypluwam płuca :/

      Usuń
  2. Gratuluję oceny z matematyki ;) Za matmą nie przepadałam, a gdy dowiedziałam się w I semestrze studiów, że będe miała ją cały rok, płakałam kilka dni xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pocieszenie ci powiem, że też bym płakała :p

      Usuń
  3. A daj spokój, ja też mam cały tydzień zawalony, nauka nauka... wreszcie się wzięłam za siebie, bo kiedyś trzeba prawda?
    Nic mi się nie chce, chciałabym mieć cały dzień tylko dla siebie, od rana do wieczora. Czytać książkę, zająć się sobą, zwyczajnie się poobijać i spędzić babski wieczór sama ze sobą :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z chęcią zamieniłabym się z Tobą na jeden tydzień - nie miałabym nic przeciwko nauce przez kilka dni :D Ale każdy ma własne problemy, z którymi musi się uporać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ladnie piszesz, ładnie :-) Naprawdę.

    Mnie też choroba trzyma. Długo jak nigdy ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Meczę się już od dwóch tygodni... :/

      Usuń
  6. Mam słabość do klasyki literatury :)
    Dziękuję :) Znam jeszcze Cynamona i Pirę i Midę ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Moich kuchennych rewolucji wiele osób boi się próbować. I nie polecam przepisów z kalendarza, wiesz, tego ze zrywanymi kartkami. Fufufu omlet ze śliwkami, nie dało się tego zjeść.
    "Więc publikuję to, co przeżywam. Pozwalam Wam czytać moje życie, bo dzięki temu czuję, że coś znaczę, że kogoś obchodzę." - ojej, to tak samo jak ja. Piszę, bo wtedy czuję jakbym coś robiła ze swoim życiem a nie tylko patrzyła jak przecieka mi przez palce. W myśl własnej zasady 'jeśli mogę coś opisać, to znaczy że moje życie nie kończy się przy serialach pod kołdra".
    Mam nadzieję, że mnie żadna choroba nie dołapie, nie będę miała na to czasu nawet... A "Jane Eyre czytałam" ale najbardziej mi się podobał poczatek jak po sierocińcach mieszkała ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapamiętam twoją radę :p "Jane Eyre" zamierzam w najbliższym czasie wypożyczyć. A tobie życzę zdrowia przez cały rok :)

      Usuń
  8. Co tam nauka, czas na blogowanie zawsze się znajdzie :) Już nie wiem co jest gorsze chorować i leżeć w łóżku czy być w szkole i pisać sprawdziany jeden po drugim. I tak i tak źle. No cóż, trzeba to jakoś przeżyć.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja w ogóle jeszcze nie mam ocen więc mogę trochę popisać na blogu hihi:)

    POZDRAWIAM I ZAPRASZAM DO MNIE NA NOWY POST;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dokładnie :D najlepsze jego zdjęcie jakie mam :DDD

    OdpowiedzUsuń
  11. Muszę to powiedzieć - fotelA. A tak poza tym, uważam, że dobrze jest mieć bloga. On mi pomaga. I komentarze mi pomagają czasem :) Choroba wkrótce minie i wszystko wróci do normy. Obyś szybko się wykurowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, już sama nie wiem czy to jakaś dysleksja czy po prostu debilizm... Coraz częściej robię takie błędy. Ale dziękuję, że mnie poprawiłaś :)

      Usuń
  12. Poczucie winy nie jest miłym doświadczeniem... Często Cię odwiedza?
    Podoba mi się styl w jakim piszesz. Mogę sobie wszystko łatwo wyobrazić :)
    Zdrowiej szybko, no! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety aż za często...
      Dziękuję za miłe słowa :)

      Usuń

Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.