wtorek, 3 września 2013

Pozytywne zmiany

Jestem pozytywnie zaskoczona drugą klasą liceum. Moje najgorsze obawy (dotychczas) się nie sprawdziły.

Rozpoczęcie roku było kwestią kilku minut. Wychowawca, bez zbędnych ceregieli, podał nam plan na kolejny dzień i odprawił do domu. Za to go lubię. 

Plan jest wprost rewelacyjny. Ogłoszę żałobę narodową, jeśli go zmienią. Na 8:00 (autobus o 7:10) mam tylko dwa razy w tygodniu: w poniedziałki i czwartki. Resztę dni zaczynam trzecią lekcją (lekcja na 9:40, autobus o 8:55), więc mogę się wyspać. Oczywiście nie muszę ustawiać budzika, bo od pobudek w domu są bachorki. Kończę zawsze o tej samej porze: 15:00, a autobus mam czterdzieści minut później, czyli wystarczy czasu na pójście do biblioteki, sklepu, kawiarni czy zoologicznego, by pogapić się na szynszyle. 

Na nadmiar książek w torbie, też narzekać nie muszę, bo mam tylko osiem przedmiotów! Rozszerzenie zagwarantowało mi tygodniowo pięć godzin hiszpańskiego, sześć godzin angielskiego, sześć godzin geografii i trzy godziny historii i społeczeństwa (na co to komu?). Oczywiście standardowo mam polski, matematykę i religię. No i w-f, ale "uczy" mnie ten sam nauczyciel co rok temu, więc pocić się nie będę. 

Zmienił się mi nauczyciel geografii i angielskiego. Z tego pierwszego jestem nawet zadowolona, jednak obawiam się, że z angielskim będzie gorzej. Rok temu uczył mnie mój wychowawca, który nie pytał, nie robił kartkówek ani nie sprawdzał zadań domowych. Ponadto było śmiesznie, ale dużo się nauczyłam. Teraz ma mnie uczyć jakaś kobita, o której po szkole nie krąży pochlebna opinia. Na dodatek angielski mam w klasie informatycznej (nie wiem co za debil to wymyślił), która jest na zewnątrz szkoły. Tak więc w zimie czekają mnie dzikie biegi przez zaśnieżony plac. A potem przeziębienie. Ewentualnie grypa albo zapalenie płuc.

Dość drastycznie zmienił się stan mojej klasy. Cztery osoby nie przeszły, a dwie się przepisały. Doszło nam dwóch "spadochroniarzy" (nie przeszli klasy), takich bad boyów, który będą odpowiedzialni za karne kartkówki na geografii i matematyce. Po pierwszym widać, że jest kompletnym dupkiem i łamaczem kobiecych serc. Drugi najprawdopodobniej jest tylko dupkiem (na łamacza serc trzeba jakoś wyglądać). Jak dla mnie należą do LIGI ZAKAZANEJ (za wysokie progi na moje nogi). Wątpię czy zauważyli moją obecność w klasie. (Chociaż nie... o coś tam mnie i siostrzyczkę dzisiaj pytali, ale zapomniałam już o co. W końcu siedzimy za nimi, więc do nas mieli najbliżej.) Ponadto pan "łamacz serc", podczas drzemki na historii i społeczeństwie, pokazał mi swoje kwieciste bokserki. Pragnę o tym zapomnieć...

Jutro czeka mnie "niespodzianka"  z geografii, a w piątek dyktando z polskiego. Kiedyś byłam w tym dobra, ale moja dysleksja (czyt. głupota) coraz bardziej postępuje i w google sprawdzam pisownię prostych wyrazów. Psychicznie nastawiam się na dwie kapy, bo dopiero teraz otworzyły mi się oczy i przekonałam się co to jest rozszerzona geografia.

Myślę, że jeśli przeżyję ten tydzień, to kolejne będą już znośne. Na razie monotonia mnie nie ogarnęła, rzadko kiedy spoglądam na zegar. Staram się niczego nie planować i żyć spontanicznie. Kłaść się spać i wstawać o różnej porze, tak jak było w wakacje. 

Jedno tylko ulegnie zmianie - zacznie się nauka...

14 komentarzy:

  1. Ach, ta nowa podstawa programowa ;) Ja jestem z ostatniego rocznika starego systemu, więc przedmiotów mam aż 12 (w tym głupoty takie jak informatyka czy WOK, chociaż to klasa maturalna).
    Mi też zmienili się nauczyciele, dwóch na lepsze, jedno na gorsze... Nie rozumiem za bardzo wprowadzania tych wariacji w ostatnim roku edukacji, no ale cóż, to jest szkoła, tego nie ogarniesz.
    Tak szybko sprawdziany macie? :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas tępią od początku. Dyktando co roku obowiązkowo na "rozgrzewkę", a "niespodzianka" z geografii to tradycja u mojego nowego nauczyciela.

      Usuń
  2. Nie rozumiem tej Ligii Zakazanej. Za wysokie progi... na Twoje nogi? Chyba Ty na ich nogi, nie inaczej. Ja mam 9 przedmiotów, tydzień zawalony, dwa razy co najmniej kończę po ósmej lekcji, zawsze na pierwszą. Sześć historii, dwa wosy, pięć polskich, pięć angielskich, trzy matmy, dwie łaciny i dwa francuskie. Oczywiście też religia i wuef, z tego jeden fakultet po lekcjach. Jest okej, bo skupiam się na tym, co lubię - ciągle ubolewam nad brakiem idealnego dla mnie profilu, ale z drugiej strony cieszę się, że robię coś trochę konkretniejszego niż human.
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest dobre w nowej podstawie, że odpadają przedmioty, które nas nie interesują. W końcu można się skupić na tym, co lubimy :) Profil językowy wydawał się najlepszym rozwiązaniem dla mnie, bo humanistów jest masa, a do ścisłowców nie należę :p
      Co do tych dwóch samców, to i tak nie wiążę z nimi żadnych nadziei. Nie dla mnie bad boye :d

      Usuń
  3. Nie ma to jak zacząć rok szkolny z takim optymizmem ;)) Im wyżej w klasie tym mnie takich badboysów ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah :D Mam nadzieję, że optymizm nie uleci z końcem tygodnia :)

      Usuń
  4. Języki są potrzebne w każdej gałęzi zawodowej więc dobrze że wybrałaś taki a nie humanistyczny profil. Nawet ja na studiach w dalszym ciągu mam język obcy, jako jedyny przedmiot który uczyłam się od podstawówki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja siostra jest z wykształcenia polonistką i widzę jaki ma teraz problem ze znalezieniem pracy. Za dwadzieścia lat, jak będzie za dużo ścisłowców, humaniści na nowo odżyją, a o lingwistach nic nikt nie mówi, więc mam nadzieję, że przydadzą się zawsze :p

      Usuń
  5. Z odpadem przedmiotów, to akurat bardzo dobry pomysł. Po co się uczyć czegoś, co jest niepotrzebne. Współczuje tego dyktanda i całej reszty.Cóż.... Takie już uroki szkoły, że ciągle coś. Życzę powodzenia i wytrwałości w nowym roku szkolnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu można się skupić na tym, co nas naprawdę interesuje. Mam nadzieję, że jakoś to będzie :)

      Usuń
  6. Brr, na samą myśl o szkole ciary mnie przechodzą. Dobrze, że to już za mną! Teraz pora na studia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie to czeka za dwa lata. Życzę Ci powodzenia! :))

      Usuń
  7. Ja idąc do liceum miałam lepiej - jeden zeszyt zero książek. Kocham szkoły zaoczne. ;) Ale geografię i angielski lubiłam. Ale między lekcjami to miałam gorzej od Ciebie latałam z głównego budynku do budynku zawodówki i spowrotem (w między czasie na halę sportową bo tam też były klasy).
    Dojazdów szczerze zazdroszczę, bo ja miałam gorzej. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cyrk się zacznie, jak będą drogę remontować. Już wyczuwam spóźnienia...

      Usuń

Każdy komentarz wiele dla mnie znaczy. Z chęcią odwiedzam nowe blogi, ale nie musisz zostawiać mi swojego adresu (chyba, że nie udostępniasz go w swoim profilu). Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was pisanie nie miałoby sensu.